Z pewnością wzrosłaby liczba procesów przeciwko niej i oskarżeń, bo miałaby też tysiąc więcej powodów, by od czci i honoru odsądzać całe to zielono-czerwono-niebieskie europejskie towarzystwo.

Można przypuszczać, że kanclerz Angela Merkel za ciągnięcie własnego narodu ku wyniszczeniu zostałaby przyrównana do Hitlera. Jean Claude Juncker byłby mokry jak szmata do wycierania podłogi, bo tak zapewne zostałby przez nią opluty. Donald Tusk otrzymałby takie „laury”, że to co pisała kiedyś o Wałęsie wydałoby się niewinnym pstryczkiem w nos. Krzyczałaby im wszystkim w twarz: zdrajcy, tchórze, koniunkturaliści i karierowicze.

Wyobrażacie sobie Fallaci komentującą ten tchórzliwy marsz polityków po zamachach w Paryżu 2015 roku z Abbasem pod rękę? To byłaby literacka rzeź. A Francois Hollande z tym jego łagodzeniem nastrojów, gdy terroryści podpalają jego kraj, niszczą idee świeckiej republiki tak bliskie autorce o lewicowej proweniencji? Na pucułowate policzki spadłyby razy dotkliwsze niż uderzenia otwartej ręki. Papież Franciszek? Mój Boże… bez komentarza.

Wiele nie trzeba się domyślać, co pisałaby Oriana o zachowaniu w Europie uchodźców, wystarczy przeczytać co już pisała o tych, którzy sikają na zabytki włoskiej architektury i pomniki europejskiej tradycji. Żałuję, że nie mogę przeczytać tego, co włoska pisarka napisałaby po nocy sylwestrowej w Kolonii. I jestem pewien, że na wezwaniu do kastracji to by się nie skończyło. Przekonany jestem także, że wiem, co mogłaby powiedzieć w ogóle o samym tłumie zdrowych chłopów uciekających z Syrii po sute zasiłki do Niemiec. No, bo co mogłaby powiedzieć antyfaszystowska bojowniczka, córka torturowanego przez faszystów ojca walczącego w partyzantce? Szukałaby, tak jak nasza prasa, na siłę wytłumaczeń? Nie sądzę.

Ale też nie przyklaskiwałaby odradzającym się nacjonalizmom, to także jest gwarantowane, chociażby z tych samych powodów, które zostały wymienione w poprzednim akapicie. Chłopcy w mundurkach powołujący się dzisiaj na Orianę Fallaci nie znaleźliby jej zrozumienia, mimo że lewica chętnie zagoniłaby ją do tego samego narożnika. Co zresztą owa lewica próbowała uczynić za jej życia i czyni także po jej śmierci.

Nie mogącej się dziś odgryźć Orianie Fallaci, Maria Wiernikowska zarzuca odpowiedzialność za śmierć satyryków z „Charlie Hebdo”, współodpowiedzialność za działania USA w Iraku – mimo, że była temu przeciwna – i odpowiedzialność za konflikt w Syrii i uchodźców. Czy Wiernikowska zastanawia się nad swoją odpowiedzialnością za zamachy w Europie, za gwałty i molestowania? Wątpię. Zastanawia się za to nad tym, że za te pytania Oriana zapewne wyrzuciłaby ją za drzwi. Nad czym się tu zastanawiać? Miejsce oszczercy ubierającego się w szatki dziennikarki zadającej „bezczelne pytania” jest własnie za drzwiami.

Kiedy jej broniliśmy (Stowarzyszenie Europa Przyszłości) przed niesłusznym procesem, organizując list poparcia polskich intelektualistów, chcieliśmy zbudować jak najszerszy krąg, bo istotą było prawo do wolności słowa, do krytyki. Zorganizowaliśmy więc go wokół przypisywanego Wolterowi powiedzenia „Nie zgadzam się z twoimi poglądami, ale po kres moich dni będę bronił twego prawa do ich głoszenia”. Więcej bym tego już nie zrobił, bo mam wrażenie, że Fallaci wolałaby odważne wystąpienia i sprzeciw, niż miałkie przyznanie jej prawa do głoszenia własnych poglądów. Ona tego nie potrzebowała.

Gdyby żyła, byłaby dalej europejską Kasandrą, bo Troja staje się dziś opcją realniejszą niż za jej życia dziesięć lat temu. I tak pozostanie zapamiętana w historii, jeżeli nic się nie zmieni, jeżeli tej historii nie napiszą inaczej zwycięzcy.

Bawcie się, pijcie, dzieci,
Jak się bawić i pić potraficie –
Są ludy, co dojrzały do śmierci
Z rąk ludów niedojrzałych do życia…

(Jacek Kaczmarski, Kasandra)

Jan Wójcik/euroislam.pl