Pisaliśmy niedawno, że jeden z działaczy Komitetu Obrony Demokracji czuje się inwigilowany. Chodzi o koordynatora KOD w Wielkiej Brytanii, Mirosława Mrozewskiego. Dowód na rzekomą inwigilację Mrozewski (który wcześniej chwalił się w mediach społecznościowych, że jest emerytowanym zomowcem i że chciałby "zap*** tego małego karakana z PiS-u") zamieścił na swoim profilu na Facebooku, a także na grupie Komitetu Obrony Demokracji, gdzie doczekał się zresztą dość ciekawej odpowiedzi.

Nie zmienia to faktu, że część komentujących uwierzyła koordynatorowi, choć znaczna większość go wyśmiała. Tymczasem w zaparte idzie Mateusz Kijowski.

Lider Komitetu Obrony Demokracji miał niedawno zostać pobity na Dworcu Centralnym w Warszawie. Kijowski miał krzyczeć "policja" i nie otrzymać pomocy, po czym podczas przesłuchania na komisariacie twierdził, że nie chce pomocy policji. Nie złożył zawiadomienia, nie chciał również, by obejrzał go lekarz. Inaczej wyglądały informacje podane portalowi Niezależna.pl przez ochronę dworca i policjantów patrolujących okolicę. Na Mateusza Kijowskiego napadł mężczyzna niezrównoważony psychicznie, a atak nie miał nic wspólnego z polityką, zaś sam lider Komitetu Obrony Demokracji napisał na Facebooku, że napastnik mógł być pod wpływem środków odurzających (wcześniej wskazując jednak na możliwe powiązanie tego napadu z polityką).

W dzisiejszym numerze Newsweeka możemy natomiast przeczytać obszerny wywiad z Mateuszem Kijowskim. Już sam jego początek brzmi cokolwiek paranoicznie.

"Nie rozmawiamy teraz w cztery oczy, tylko w sześć, co najmniej. Nie mogę oczywiście z pełnym przekonaniem mówić, że nasze spotkanie jest nagrywane. Ale z całą pewnością mieliśmy wiele sygnałów od ludzi, którzy gdzieś tam w służbach siedzą bądź mają kontakty, że wszystkie telefony tych, którzy podejmują w KOD decyzje, są na podsłuchu. Oczywiście cała komunikacja elektroniczna, konta e-mailowe i tak dalej. Nie ma żadej wątpliwości, że tak się dzieje."

Odnosząc się do ustawy antyterrorystycznej, Kijowski insynuował, że... funkcjonariusze mogą wykorzystywać podsłuchy do inwigilowania własnych żon, które podejrzewają o niewierność, czy sąsiadów, którzy źle parkują pod domem... W ten sposób służby będą później niszczyć drugiego człowieka.

Mateusz Kijowski wyżalił się także redaktor Renacie Kim, że jest dyskredytowany, bo stworzył "coś, co sprawnie działa i zapobiega upodleniu narodu". Szkoda, że to raczej średnio sprawnie działające "coś" idzie ramię w ramię z tymi, którzy przez osiem lat rządów rzeczywiście upodlili naród.Kijowski szedł w zaparte, że KOD "działa w obronie godności narodu".

Opowiedział też o całym napadzie i sam przyznał, że stojący za domniemanym pobiciem mężczyzna zdradzał objawy schizofrenii lud odurzenia środkami zmieniającymi świadomość. I że w gruncie rzeczy... Nic się nie stało.

Jednak to wystarczy, by kodziarze pewne rzeczy sobie dośpiewali. Informację o pobiciu lidera KOD podchwyciły prawie wszystkie portale.

JJ/Newsweek