„Do tegorocznego konkursu Miss Studentek Uniwersytetu Zielonogórskiego  zgłosił się Marcel Lelo, student pierwszego roku animacji kultury.  Marcel od pięciu lat jest zdeklarowanym gejem. Pochodzi z Lubina. Ma  blond włosy do ramienia i duże, niebieskie oczy. Na spotkanie z nami  przychodzi w wielkiej, hiphopowej bluzie i szerokich spodniach. Na  głowie zawadiacka czapka. Na uczelni wszyscy kojarzą go jako chłopaka  "od wykręconego nadgarstka"”- pisze „Gazeta Wyborcza Zielona Góra”.  Gazeta ciągnie swoją piękną, tęczową opowieść. „Marcel po raz pierwszy  pomyślał o sobie jako o geju w drugiej klasie gimnazjum. Chodził do  katolickiej szkoły. Początkowo chciał go w sobie zwalczyć, próbował  nawiązać bliższy kontakt z dziewczynami. Skończyło się na tym, że dla  koleżanek stał się ciuchowym doradcą. Koledzy przestali traktować go  poważnie. Jeden z jego najlepszych kumpli wyrzucił go z szatni. Nie  chciał się przebierać w towarzystwie geja”- czytamy opis dramatycznego  wydarzenia z katolickiej szkoły, która nie pomogła pewnie biednemu  gejowi być tym się urodził.  Dalej gazeta kontynuuje opowieść o coming  out chłopca opowiadając o tym jak mama pierwsza dowiedziała się o  homoseksualizmie swojej pociechy. Mama do dziś podobno nie wszystko  „kmini”. Największą tolerancją wykazała się jedynie ponad 80-letnia  babcia, która jak widać nie nosi moherowego beretu. No i schemat  przełamany. Tej babci dowodu nie będzie trzeba zabierać. 
 
 „Marcel ma szafę pełną kolorowych, wzorzystych ubrań. Śmieje się, że  jest tak samo otwarta, jak on. Raz przebiera się za emo, raz za skejta,  raz za hipstera. W liceum szczególnie upodobał sobie kontrasty. Nieważne  było, czy kurtka ma setki ćwieków, czy spodnie są obcisłe i wściekle  zielone. Chciał się rzucać w oczy i czuć dobrze w swojej skórze.  Lubińskie ulice nie pozostawiły tego bez echa. Kilka razy dostał  porządny łomot. Zaczepiali go dresiarze, wyzywali od ciot. Jak coś  odpyskował, dostawał w twarz albo w brzuch. Ludzie nie przepuszczą tak  łatwo. W ciągu dnia popychają, plują. Dlatego dziś Marcel woli dopasować  swój ubiór do rozmówcy”- pisze „GW”. Wygląda na to, że Marcel lubi  zmieniać tożsamość seksualną również często jak swoje fikuśnie ciuszki.  Na Uniwersytecie podobno kojarzą Marcela po strojach w stylu Lady GaGa.  „W szpilkach chodzę lepiej niż niejedna dziewczyna z tipsami. Najlepiej  chodziło mi się w szpilkach kolegi”- chwali się Marcel, który ma fajnych  kolegów. „Sam na siebie mówię ciota ( teraz wiadomo czemu Palitowi  wolno tak mówić- przyp. Ł.A), pedał czy panienka. Nie czuję się ani  trochę skrzywdzony przez los, jak głosi stereotyp geja. Wiem z czym  muszę się zmierzyć. Chciałbym, żeby inni członkowie LGBT (środowiska  lesbijek, gejów, biseksualistów i transeksualistów) też byli odważni. Bo  na uczelni ich nie brakuje” - dopowiada.
 
 I teraz wielki finał romantycznej  historii Lady Marceliny GaGa. Gdy portal Uzetka.pl ogłosił eliminacje  do konkursu Miss Studentek Uniwersytetu Zielonogórskiego, Marcel nie  wahał się ani chwili. Zrobił zdjęcia, solidnie przygotował i przyszedł  na casting. Zaakceptował wszystkie punkty regulaminu. Nawet te, w  których wymieniane są stroje przyszłych kandydatek, m.in. sukienki i  stroje kąpielowe. „Zgłosiłem się do konkursu nie po to, by zdobyć  koronę. Chciałem pokazać, że każdy może osiągnąć swoje cele i zostać  tym, kim chce. Mam w sobie dużo pierwiastków kobiecych. Jestem wrażliwy,  lubię estetykę, nie boję się obiektywnie opiniować. Byłbym idealnym  kandydatem na przyszłą miss”- opowiada. Marcel jednak nie zdawał sobie  sprawy, że nie żyje w filmie Pedro Almodovara ani na tylnym siedzeniu  policyjnego samochodu z Californication V. W Polsce 2012 jeszcze ma  znaczenie jaką ma się płeć w konkursie piękności. Choć pewnie niedługo.  Marcel panuje bowiem „wygaggować” jeszcze parę akcji. Chce on grać w  musicalach, śpiewać, a przede wszystkim - działać w Lambdzie, jednym ze  stowarzyszeń burzących nienawiść do homoseksualistów. „ Z pewnością  będzie o mnie głośno” - zapewnia. I my mu wierzymy. Dzięki niemu  będziemy mogli robić newsy o „nowym wspaniałym świecie”, który puka do  bram nie tylko Warszawy, ale również Zielonej Góry.
Łukasz Adamski  

 
                 
                         
                         
                         
                         
                
 
                     
                     
                     
                     
                     
                     
                     
                     
                     
                     
                     
                     
                     
                     
                     
                     
                     
                     
                     
                     
                     
                     
                     
                     
                     
                     
                     
                     
                     
                     
                     
                     
                     
                     
                     
                     
                     
                     
                    