Portal Fronda.pl: W Polsce będzie w tym roku ćwiczyć łącznie niemal 10 tysięcy żołnierzy NATO.

Gen. Roman Polko: Powinien to być standard. 10 tysięcy żołnierzy to poziom dywizji. Trudno powiedzieć, by były to jakieś wielkie manewry. Jest to normalny trening na poziomie związku taktycznego, coś, co powinno stać się rutyną. O naprawdę dużych ćwiczeniach mówilibyśmy w przypadku kilkudziesięciu tysięcy żołnierzy i zaangażowania głównych sztabów.

Jest to jednak pewien wzrost w stosunku do poprzednich lat. Można się domyślać, że ma to związek z agresją Rosji na Ukrainę.

Rzeczywiście jest to zwiększenie obecności w stosunku do minionych lat. Myślę jednak, że jest to tylko częściowo związane z naszym bezpieczeństwem w kontekście wydarzeń na Wschodzie. Chodzi przede wszystkim o to, że struktury NATO wycofały się czy właśnie się wycofują z misji, przede wszystkim w Afganistanie. Nastąpiło więc uwolnienie sił i zaistniała możliwość prowadzenia manewrów i zgrywania się w europejskim teatrze działań, a więc dla NATO regionie kluczowym.

W niektórych okresach ma przebywać w Polsce około 3000 natowskich żołnierzy, w sumie: brygada. Poprawi to nasze bezpieczeństwo?

Zobaczmy, co działo się we Francji. Około 90 tysięcy funkcjonariuszy i żołnierzy szukało trzech terrorystów. Trudno mówić w Polsce o jakichś potężnych manewrach. Można to, oczywiście, rozdmuchiwać i nagłaśniać, ale jeżeli mielibyśmy to traktować w kategoriach poprawiania naszego bezpieczeństwa, to byłby to po prostu żart. Przypominam sobie, jak minister Siemoniak wraz z grupą generałów przyjmował kompanię amerykańską w Polsce. Patrząc na ten obrazek zastanawiałem się, kogo jest więcej: VIP-ów, czy żołnierzy, którzy mieli prowadzić manewry?

Co powinno być priorytetem Polski w 2015 roku, jeśli chodzi o współdziałanie z NATO?

Priorytety NATO zostały już ustalone; były omawiane na konferencji w Newport. Pierwszym z nich jest ochrona cybeprzestrzeni. Polska powinna korzystać z zasobów i doświadczeń krajów Sojuszu. Po drugie NATO zwraca uwagę na zagrożenie ze strony tak zwanych zielonych ludzików, zagrożenie o charakterze dywersyjnym i terrorystycznym, które może być wynikiem działań różnego rodzaju grup. Mogą to być grupy, które trudno zidentyfikować, ale inspirować mogą je państwa nieprzychylne wobec Polski – i nie mam tu na myśli wyłącznie Państwa Islamskiego. Kolejna sprawa to obrona powietrzna naszego kraju. Mamy tu bardzo wiele do zrobienia. Nie chodzi tylko o systemy rakiet obrony powietrznej oraz w ogóle o obronę antyrakietową, ale także o to, co już mamy. A mamy F-16, ale gdy bliżej się im przyjrzymy, to te samoloty wciąż nie są zdolne do działania w takim wymiarze, do jakiego są przeznaczone. Pozostaje kwestia dozbrojenia tych maszyn, przeszkolenia pilotów i zdobywania doświadczeń, tak, by można się włączyć na przykład do misji przeciwko Państwu Islamskiemu. Okazuje się bowiem, że dziś, nawet gdybyśmy chcieli to zrobić, nie mamy takich możliwości.

Wspomina Pan generał zagrożenie terrorystyczne. Powstaje pytanie, czy Polska jest właściwie przygotowana, by bronić się przed tak złożoną agresją, jak ta, którą widzieliśmy w Paryżu. Eksperci uważają, że do ewentualnego działania musiałoby się włączyć wojsko. Jest do tego gotowe?

Pod tym  względem są bardzo poważne problemy. Sygnalizuję je już od 2000 roku, gdy pisałem do ministrów i prosiłem o uregulowanie kwestii prawnych związanych z użyciem jednostki wojskowej na terenie kraju w czasie pokoju. Jest to możliwe teoretycznie, ale nie praktycznie.

Dlaczego?

Armia nie szkoli się z procedur użycia siły na terenie własnego kraju. Nie są uregulowane kwestie użycia broni snajperskiej, karabinów maszynowych, gazów, broni z tłumikiem. Nie wiadomo, jak dokładnie miałoby wojsko współpracować z policją i kto miałby przejąć odpowiedzialność za wspólne działania. Powinny zostać przygotowane odpowiednie dokumenty i procedury, który zostałyby po prostu uruchomione na wypadek sytuacji kryzysowej. Na dzień dzisiejszy jest tak, że dopiero, gdy coś zacznie się dziać, zostaną powołane sztaby kryzysowe i zaczniemy myśleć, jak rozwiązać problem. W Polsce zwalczaniem terroryzmu zajmuje się co najmniej kilka instytucji. Nie została zidentyfikowana instrukcja wiodąca. Mówiąc krótko, gdyby coś naprawdę się wydarzyło, nie wiadomo, kto będzie to koordynował i kto poniesie odpowiedzialność za kluczowe decyzje, od których będzie zależeć ludzkie życie.

Jeżeli doszłoby więc do złożonych zamachów terrorystycznych, to armia weszłaby do działania, czy nie?

Armia nie weszłaby do działania, a jeżeli tak, to tak naprawdę bezprawnie. Mogłyby działać wyłącznie siły żandarmerii jako służby porządkowe. Natomiast armia nie ma przygotowania, żołnierze nie znają warunków działania na terenie kraju. Kto będzie ponosił odpowiedzialność prawną, jeżeli procedury, które obowiązują na terenie kraju w czasie pokoju, zostaną przekroczone? Inaczej prowadzi się działania w Afganistanie czy Iraku, w strefie działań wojennych, a inaczej w kraju, gdzie panuje pokój. Nie wiadomo, kto będzie dowodził: szef policji czy dowódca wojskowy? Można zrealizować wszelkie warianty. Dużo zajmowałem się tym tematem, studiowałem rozwiązania obowiązujące w całej Europie, przede wszystkim w Wielkiej Brytanii, gdzie opracowano to, moim zdaniem, bardzo rozsądnie. Przedstawiłem nawet własne koncepcje w tej materii, ale wciąż nie zostało to uregulowane. Krótko mówiąc wojsko nie ma możliwości prowadzenia działań antyterrorystycznych na terenie kraju, mimo tego, że posiada odpowiedni potencjał.

Andrzej Mroczek z Centrum Badań nad Terroryzmem mówi, że siły policyjne nie wystarczą i będzie konieczna pomoc wojska. W praktyce nic z tego?

Wojsko, tak jak choćby komandosi z Lublińca, ma większy budżet i większy potencjał jeśli chodzi o uzbrojenie. Dzięki temu jest w stanie prowadzić działania na przykład w wymiarze morskim. Wojsko ma więcej możliwości działania niż policja. Byłoby optymalne, by te struktury ćwiczyły razem i w przypadku zagrożenia działały wspólnie, pod jednym dowództwem. Żeby tak mogło się jednak stać, to muszą być organizowane ćwiczenia. A tak się nie dzieje.

Wygląda na to, że w razie rzeczywistego zagrożenia, będziemy mieć po prostu chaos.

Myślę, że niestety tak. Powinniśmy coś z tym zrobić. W 2004 roku współorganizowałem ćwiczenie, gdzie zaimprowizowano atak na Salę Kongresową w Warszawie, która została teoretycznie opanowana przez terrorystów. Chodziło tu właśnie o współdziałanie jednostek wojska i policji. W tym samym roku przeprowadzono też ćwiczenia w przypadku ataku na dworzec w Gdańsku. Oba ćwiczenia wykazały bardzo duże braki, wiele niespójności. Wszystko to zostało opisane w odpowiednim raporcie. Gdy pracowałem trzy lata później jako doradca w MSWiA, zobaczyłem raporty z tych ćwiczeń – i wszystkie wnioski, które zostały przez nas spisane i miały pozwolić na uregulowanie różnych spraw, zostały całkowicie wygładzone. Rzeczywistość jest taka, że w dokumentach wszystko wygląda dobrze, ale w praktyce zgrzytów jest bardzo wiele.

Rozmawiał Paweł Chmielewski