- Dowodzenia siłami zbrojnymi  nie zreformowano, tylko je zdeformowano. Szef Sztabu Generalnego-choć wszędzie na świecie to on jest kluczową postacią i żołnierzem nr 1-nie ma żadnych kompetencji-mówi gen. Roman Polko. Z byłym dowódcą jednostki GROM rozmawia Jakub Jałowiczor.

Polska zamierza kupić system obrony przeciwrakietowej i przeciwlotniczej. Ma być gotowy w 2022 r. Czy taki system może odstraszyć agresora, skoro zagrożenie istnieje już teraz?

Z tym systemem może być tak, jak z zakupem samolotów dla VIP-ów. Maszyny miały być kupione za dwa lata, za pięć, za cztery... W końcu ich nie kupiono, bo nikt nie przeszedł procedury przetargowej. Może być też jak z korwetą Gawron. Inwestowano w nią coraz większe pieniądze. Miała kosztować pół miliarda, ostatecznie zapłacimy trzy raz więcej, a kiedy powstanie, będzie już przestarzała. System przeciwrakietowy powinien powstać, ale sposób realizacji i to, że zmarnowano tyle lat pozostawia bardzo dużo wątpliwości. Systemu nie da się stworzyć tu i teraz, a potrzebny jest właśnie teraz, bo to teraz są rozmieszczane rakiety w obwodzie kaliningradzkim. My tymczasem pozostajemy bezbronni. Jedyne, co mamy, to przemarsz wojsk amerykańskich – kompanii, czy batalionu, który przejdzie przez Polskę – i Patrioty, które przez chwilę tu postoją. To wszystko nie spełnia jednak potrzeb bezpieczeństwa, które powinniśmy sobie sami zapewnić.

Kto odpowiada za to, że wszystko przebiega tak wolno?

Po pierwsze, struktury Ministerstwa Obrony Narodowej. System dowodzenia został  rozmontowany poprzez reformę. Ja mówię, że dowodzenia siłami zbrojnymi  nie zreformowano, tylko je zdeformowano. Zrobiono to tak, że trudno wskazać w strukturach MON, kto za co odpowiada. Generalnie nikt nie odpowiada za nic. Dawniej jako dowództwo wskazano by po prostu Sztab Generalny. Dzisiaj szef Sztabu Generalnego – choć wszędzie na świecie to on jest kluczową postacią i żołnierzem nr 1 – nie ma żadnych kompetencji, ani możliwości wpływania na to, żeby system bezpieczeństwa państwa nie ulegał rozkładowi. Za ten stan rzeczy odpowiada minister obrony. Tomasz Siemoniak, który pełni swoją funkcje już od kilku lat, bardzo dobrze działa propagandowo, ale jak widać jest mało skuteczny.

Czego Polska potrzebuje w najbliższej perspektywie, żeby mogła odstraszać agresora?

Gdziekolwiek się popatrzy, jest bałagan: nie ma baz szkoleniowych, marynarka wojenna jest w rozkładzie. Jeśli chodzi o priorytety, po pierwsze: obrona przestrzeni powietrznej. Po drugie, walka w cyberprzestrzeni. Po trzecie, zwiększenie zdolności do prowadzenia spójnych działań. Tę ostatnią uzyskuje się choćby poprzez budowę baz wojskowych. W tej chwili mamy garnizony rozproszone po całej Polsce, pozbawione nawet własnych strzelnic. No i oczywiście system rezerw. Teraz jest o nim głośno, bo ogłasza się mobilizację i ściąga przypadkowych ochotników. To tylko kłopot dla komendantów WKU i zamieszanie wśród młodych ludzi, którzy boją się powołania. System rezerw po prostu padł, bo jest nieprzemyślany, niespójny, nie ma infrastruktury i środków. Nie ma też pomysłu, co robić z tymi, którzy odchodzą z wojska. Jeśli budujemy system rezerw, to powinniśmy go oprzeć na szeregowych, którzy teraz odchodzą, a których powinniśmy w pierwszej kolejności jakoś zagospodarować. Wiele jest chaosu i bałaganu, a trudno wskazać winnego, bo struktury dowodzenia zostały zdeformowane.

Czy widzi pan szanse na to, że te potrzeby zostaną zrealizowane?

Optymizmem napawa to, że mimo kłód rzucanych pod nogi świetnie działa Dowództwo

Wojsk Specjalnych. Trzeba zacząć słuchać tego, co Amerykanie nazywają Grand Commanders Advice, czyli głosu ludzi z doświadczeniem z pola walki. Szef Sztabu Generalnego gen. Mieczysław Gocuł jest naprawdę inteligentnym żołnierzem, który kończył uczelnię w Kanadzie i brał udział w misjach, podczas których nie malowano trawy i nie przerzucano dywizji na papierze, tylko realizowano działania o rzeczywistym charakterze bojowym. Również szef Dowództwa Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych gen. Marek Tomaszycki z niejednego pieca chleb jadł. To odważny żołnierz, który nie boi się podejmować twardych decyzji. Trzeba tych ludzi dopuścić do głosu i wraz z nimi budować system obrony. Minister powinien zdawać sobie sprawę, że jego zadaniem nie jest wchodzenie w struktury wojska. Ma ludzi, którzy  zajmą się tym, żeby siły zbrojnie miały odpowiedni poziom sprawności. To, jak ich użyje to już jest oczywiście jego decyzja.