Portal Fronda.pl: Polskie Zakłady Lotnicze w Mielcu zwolnią 500 pracowników w konsekwencji wyboru francuskich śmigłowców dla polskiej armii dokonanego przez rząd. To argument, że decyzja władz była niewłaściwa?

Gen. Roman Polko: Zdecydowanie. Było to do przewidzenia, wbrew rządowym zapowiedziom. Jest jasne, że jeżeli wprowadza się konkurenta dla tych zakładów, które już u nas funkcjonują, to jest to działanie w kierunku niszczenia tego, co już całkiem dobrze funkcjonuje. Być może rzeczywiście powstanie jakiś zakład koło Łodzi – choć tu mamy jeszcze duży znak zapytania. Jedno jest pewne: stracą ci, którzy są już zatrudnieni. Decyzja rządu była zła z wielu innych jeszcze względów.

To znaczy?

Przede wszystkim Polacy podczas różnych misji, o czym wiemy z doświadczenia, współdziałają przede wszystkim z Amerykanami. To partner, na którego zawsze mogliśmy liczyć. Jest też istotne, choć brzmi to banalnie, że Amerykanie posługują się językiem angielskim – i o wiele łatwiej jest nam eksploatować sprzęt i jego doposażenie opisane w języku angielskim właśnie. Pojawiają się tu kłopoty, o których nikt nie mówi i których pewnie nie uwzględniono nawet w procedurze przetargowej. Model francuskiego śmigłowca jest jednak już dość przestarzały i każdego jego unowocześnienie będzie wiązać się z długotrwałym tłumaczeniem z języka francuskiego – a tłumaczenie instrukcji technicznych naprawdę nie jest łatwe.

Jeszcze niedawno prezydent Bronisław Komorowski przekonywał, że śmigłowiec Caracal to świetna maszyna, a pan generał mówi, że jest przestarzała?

To rzeczywiście kuriozum, że prezydent Bronisław Komorowski ogłosił wyniki przetargu. Francuskie śmigłowce zbudowane są na bazie Pumy. To w tej chwili dobre maszyny, ale nie ma tu mowy o technice najnowszej generacji. Tak naprawdę wyczerpane są już możliwości modernizacji tego sprzętu i zapewne w przyszłości zostanie on zastąpiony czymś zupełnie innym.

Według zapowiedzi w Łodzi może otrzymać pracę 300 osób. Rozumiem jednak, że w pańskiej ocenie nie wynagradza to Polsce strat, jakie poniosą funkcjonujące już u nas firmy?

Ludzie mają stracić pracę i to rzecz naprawdę bardzo przykra. Poza tym tracimy na wiarygodności. Jeżeli zapraszamy do siebie producenta chociażby Blackhawka, to skorzystanie z tego sprzętu byłoby naturalne. I tak przecież robiliśmy, chociażby podczas misji w Iraku czy Afganistanie. Osobiście wielokrotnie latałem tym śmigłowcem. Wybierając maszynę z Francji bez wątpienia zawiedliśmy zaufanie producentów już obecnych w Polsce – zapewne nie spodziewano się takiego obrotu spraw. Także dla mnie jest dziwne, że nasza armia wybiera kilka różnych modeli. Będziemy mieć takie łaciate uzbrojenie.

Sprawa śmigłowców jest w pańskiej opinii całkowicie wyjątkowa w polskich warunkach, czy to raczej norma wynikająca z szerszego braku strategii?

Niestety, jest to przejaw ogólnego chaosu. Brakuje spójnej strategii dotyczącej zakupów, która powinna łączyć się ze strategią polityczną. Powinno kupować się broń od tych producentów, z którymi najczęściej współdziałamy – chociażby po to, by być bardziej kompatybilnym, by nasi żołnierze mogli łatwiej porozumiewać się z partnerem, czy nawet szybciej wymieniać sprzęt na polu walki. Ryba psuje się od głowy – jeżeli  strategia bezpieczeństwa narodowego ma kilkanaście priorytetów, to znaczy w istocie, że nie ma żadnego. Jeżeli nie ma strategii, która mówiłaby jasno, w jakim mamy pójść kierunku, to trudno na takiej bazie budować kilkuletnie projekty dotyczące doposażania poszczególnych rodzajów wojsk w nowoczesny sprzęt. Powoduje to, że niektórzy lobbyści czy „niezależni eksperci” tak naprawdę opłacani przez różnego rodzaju firmy głośno krzyczą, by kupić jakiś sprzęt – i on jest kupowany, choć często nie znajduje to żadnego uzasadnienia.

Ma pan generał nadzieję, że nowy prezydent Polski i być może nowy rząd utworzony po jesiennych wyborach będą w stanie przeprowadzić pożądane zmiany?

Jest bardzo wiele do zrobienia. Pierwsza rzecz to polityka międzynarodowa. Liczę, że priorytetem będzie szczyt NATO pod kątem tego, co może nam rzeczywiście przynieść. Druga fundamentalna sprawa to pytanie, co zrobimy z naszymi siłami zbrojnymi. Po ostatniej reformie mamy chaos i rozmycie kompetencji. Na celowniku musi znaleźć się też kwestia zakupów dla armii. Co z tego, że wydajemy na wojsko 2 proc. PKB, skoro te pieniądze są marnowane? Można kupować taniej i lepiej, z głową – a nie bez pomysłu. 

Rozmawiał Paweł Chmielewski