Zdaniem gen. Waldemara Skrzypczaka, Polska nie jest przygotowana na wypadek ewentualnej wojny. Były Dowódca Wojsk Lądowych i wiceminister obrony narodowej wątpi w to, czy w ogóle istnieje jakiś system dowodzenia na wypadek wojny.

„Nie ma wyznaczonego naczelnego dowódcy, który w czasie wojny dowodziłby polskimi siłami zbrojnymi. Nie ma personalnie nikogo, kto by podjął się tej misji. Kogoś kto już w czasie pokoju się do tej roli przygotowuje” - mówi rozmówca tygodnika „Wprost”

Gen. Skrzypczak krytykuje system przyznawania awansów w polskim wojsku. W jego opinii, nie brak chętnych, ustawiających się po gwiazdki generalskie. Ubolewa jednak na tym, że nie ma komu ponosić odpowiedzialności i podejmować decyzji.

„Decyzje o awansach zapadają nie na poligonie, ale na salonie. Proszę spojrzeć kim są ludzie, którzy dostają w Polsce lampasy. Niektórzy poligon widzieli chyba tylko w telewizji” - twierdzi były wiceminister obrony narodowej, kreśląc tym samym smutny obraz polskiej armii.

Zdaniem rozmówcy „Wprost”, wojsko byłoby w stanie tylko trzy dni powstrzymywać rosyjską armię przed wejściem do Warszawy. „Te trzy dni i tak jest wariantem optymistycznym, ale przy założeniu, że będziemy musieli bronić się sami, bez wsparcia NATO. Niech ktoś wreszcie przedstawi polskiemu społeczeństwu raport o stanie armii. Nie oszukujemy się. Mamy za mały potencjał, aby oprzeć się armii masowej, takiej jak rosyjska. W MON był pomysł na redukcję armii, ale nie ma już pomysłu na jej odbudowę” - twierdzi gen. Skrzypczak. Całość rozmowy w najnowszym numerze tygodnika „Wprost”.

MaR/Wprost.pl