Dla niektórych pierwszy dzień w szkole bywa trudny. I to wcale nie dlatego, że jest nowa nauczycielka, nowi koledzy, nowe obowiązki. Okazuje się, że to nie jest ważne. Ślimak Sam już pierwszego dnia w szkole ma dylemat natury egzystencjalnej – otóż nie wie, czy jest chłopcem, czy dziewczynką. W recenzji książki czytamy: „Ze wstydu chowa się do skorupki, ale przecież nie może tak przeczekać wszystkich tych lat w szkole… Kiedy w końcu wychyla różki z ukrycia, w klasie czeka na niego kapibara Magda, szkolna pedagożka, która wysyła go ze specjalnym zadaniem do lasu. Ślimak spotka tam inne niezwykłe zwierzęta i dowie się, że nie ma jednego "prawidłowego" sposobu życia i tworzenia rodziny”.

I tak od transpłciowych problemów małego ślimaka płynnie książka przechodzi do promowania jednopłciowych związków. Nie ukrywają tego zresztą jej autorzy Maria M. Pawłowska i Jakub Szamałek.  Pawłowska to biolog, a w zasadzie biolożka, jak się określa, badająca wzajemne relacje między gender a biologią właśnie. Szamałek z kolei to autor kryminałów. W radiu TOK FM autorzy mówili wprost, że dzieci nie rodzą się homofobami czy transfobami. To często rodzice, którzy sami przesiąkli heteronormatywnością, narzucają swoim dzieciom takie a nie inne rozwiązania. W tym przypadku – że rodzinę tworzy mężczyzna i kobieta, że w bajkach musi być „mama miś i tata miś”. Dlatego trzeba od małego reagować i uprzedzić wpływ rodziców i fakt, że mogą dziecku narzucić stereotypowe rozwiązania. A przecież – jak dalej przekonywał Jakub Szamałek – świat jest bardzo zróżnicowany i na inność nie należy reagować strachem. Swoją drogą to klasyka gatunku. Od początku trzeba podważać kompetencje rodzicielskie i stawiać rodziców jako negatywny przykład. Jest to skandaliczna, ale jednocześnie bardzo przemyślana strategia polegająca na antagonizowaniu rodziców i dzieci. Bo skoro rodzice są niedobrzy, bo homofobiczni, ktoś inny musi wejść w ich kompetencje. I tu droga dla różnej maści edukatorów czy genderowych akwizytorów stoi otworem.

I pewnie nie trzeba by się zajmować niewielką książką o ślimaku, gdyby nie fakt, że podważa ona pewne niezbywalne wartości, tak ważne dla naszej cywilizacji, jak choćby to, że normą jest fakt, że mama jest kobietą, a tata mężczyzną. Tymczasem – zdaniem autorów – odwoływanie się do norm prowadzi jedynie do dyskryminacji. Stąd trzeba ukazywać różne warianty. I temu ma służyć ta książka. Więcej, jako zaadresowana do sześcio-, siedmiolatków i ma niejako uprzedzić rodziców i pokazać genderowy świat w za pomocą narzędzi przeznaczonych dla dzieci. Niech więc ślimak na okładce nikogo nie zwiedzie.

Małgorzata Terlikowska