Gianna Jessen urodziła się podczas aborcji. Jej matka, będąc w siódmym miesiącu ciąży, udała się do jednej z klinik w Los Angeles. "Aborcjonista wstrzyknął do jej macicy substancję, która paliła mnie żywcem przez 18 godzin" – opowiada w rozmowie z "Do Rzeczy". I dodaje, że po połknięciu żrącej substancji, dziecko ma się udusić i urodzić martwe. Ale Gianna przeżyła. "Jestem chrześcijanką, więc wierzę, że moje narodziny były cudem, który zawdzięczam Jezusowi" – podkreśla.

Jessen mówi, że w "normalnych" warunkach zostałaby po urodzeniu "dobita" przez abortera, który mógł ją po prostu wyrzucić do kosza ze śmieciami. Jednak w dniu jej urodzin nie było go jeszcze w szpitalu, a położna, który przyjęła poród uratowała dziecko. Gianna trafiła do inkubatora, ważyła zaledwie kilogram.

Oczywiście, w wyniku nieudanej aborcji Jessen cierpi z powodu wielu komplikacji. Ma mózgowe porażenie dziecięce, dwa razy uczyła się chodzić (drugi raz po operacji kręgosłupa w wieku 10 lat). To jednak i tak niewiele w porównaniu z prognozami lekarzy, którzy nie dawali dziewczynce szans.

W rozmowie z "Do Rzeczy" Jessen wspomina także niespodziewane spotkanie ze swoją biologiczną matką. Dziewczyna, choć przebaczyła jej, to nie chciała się z nią widzieć, by nie wracać do przeszłości. Ta jednak pojawiła się na jednym ze spotkań z Gianną. I zaczęła krzyczeć, że wcale nie chce jej przebaczenia. "Skończyłam tą rozmowę i odeszłam wstrząśnięta" – wspomina prolajferka.

Jessen nie ma wątpliwości co do tego, że przeżyła, aby "potrząsnąć światem – obudzić w ludziach sumienie". Jej zdaniem, dziś wielu ludzi żyje, jak w hipnozie, nie zwracając uwagi na ważne rzeczy. "Obudźmy się do życia!" - apeluje Gianna. Najbardziej przeraża ją fakt, że ludzie odwołują się do argumentacji iście nazistowskiej, nie pozwalając rodzić się chorym dzieciom. Dla niej słowa "nie jesteś wystarczająco dobry, żeby się urodzić" to właśnie nazistowski argument. "Witamy w świecie Adolfa Hitlera" – gorzko kwituje.

Na uwagę ze strony dziennikarza, czy nie posługuje się zbyt ostrym językiem, Gianna odpowiada, że ci, którzy chcą zabijać, nie są umiarkowani. "Nienazywanie rzeczy po imieniu to dla mnie tchórzostwo" – konstatuje.

MaR/Do Rzeczy