– Jaruzelski i Kiszczak byli niewątpliwie złodziejami polskiej historii, więc dobrze, że policja historyczna tam weszła (…) pytanie, czy dokumenty, które zostały znalezione są ważne. Jaruzelski miał wyższą pozycję niż Kiszczak i mógł mieć ciekawsze dokumenty, ale pytanie, czy je miał – powiedział w "Chłodnym Okiem” dziennikarz śledczy „Do rzeczy” i TV Republika Cezary Gmyz. 

Gmyz przyznał, że miał poważne zastrzeżenia do pracy pionu śledczego IPN, który nie poinformował swoich przełożonych, że planuje przeszukania. Zdaniem dziennikarza szef IPN-u jest kompletnie bezradny w tej sytuacji, zaś niezależność prokuratorów została ustawiona tak wysoko, że "nie wie prawica, co robi lewica”.

– Prezes IPN jest zwierzchnikiem prokuratorów IPN, który nie może im nic kazać, ani się od nich niczego dowiedzieć. Istnieją dwa zapisy odnośnie przechowywania dokumentów bezpieki. W dwóch aktach prawnych znajduje się przepis, który brzmi podobnie, ale sankcje są różne. Zasadniczo stosuje się wykładnię, że prawo łagodniejsze dla sprawcy jest brane pod uwagę – stwierdził publicysta.

Według dziennikarza Akademia Humanistyczna w Pułtusku, to taka "dziwna instytucja", która została założona przez "komuchów” i miała stanowić swojego rodzaju archiwum. Gmyz przyznał, że ta instytucja obchodziła się w przeszłości z innymi dokumentami w sposób skandaliczny.

Publicysta powiedział także, że IPN szukał teczki Tajnego Współpracownika "Wolskiego”, czyli Wojciecha Jaruzelskiego. – Wiemy, że został zwerbowany do współpracy z Informacją Wojska Polskiego. To straszna formacja sowiecka. Wiemy, że fałszował dokumenty, strasznie się tego bał. Mam nadzieję, że rękopisy nie płoną. To śledztwo ws. TW "Wolskiego” zostało zaczęte pół roku temu i tak, jak w innych śledztwach niezbyt wiele się tam dzieje – dodał.

Zdaniem Gmyza w obecnej strukturze jedni prokuratorzy, którzy zajmują się lustracją mają pełne ręce roboty, zaś drudzy, którzy pracują w głównej komisji już niekoniecznie. Jak dodał, nie mają oni terminów procesowych, czyli mogą zacząć śledztwo i go nigdy nie skończyć.

Dziennikarz odniósł się również do pomysłu przebadania Lecha Wałęsy wariografem. Zdaniem publicysty, to w niczym nie zaszkodzi byłemu prezydentowi, ponieważ ten sprawa wrażenie, ze wierzy we własne opowieści. – Jeśli ktoś w to wierzy, to wariograf nic nie pokazuje – zakończył.

kol/Telewizja Republika