Ujawnił pan nagrania, z których wynika, że Ryszard Kalisz spotkał się z szefem Służby Kontrwywiadu Wojskowego Januszem Noskiem i dostał od niego informacje na temat prowadzonych przez SKW działań. Jaki charakter miało to spotkanie? Czy to w ogóle było zgodne z prawem?

To pytanie należałoby skierować raczej do Kalisza i Noska. Faktem jest to, że jeśli Nosek miałby przekazywać jakieś informacje Kaliszowi, czemu teraz zaprzecza w wydanym oświadczeniu, to rodziłoby to podejrzenie o ujawnianie działań operacyjnych Służby Kontrwywiadu Wojskowego. W tamtym czasie, czyli w październiku 2013 r. Kalisz nie był uprawniony do otrzymywania tego typu informacji, więc to, że w tej chwili Nosek zaprzecza nie jest dla mnie dziwne. Trzeba pamiętać o kontekście całej sytuacji. Rozmowa Kalisz - Kwaśniewski odbywa się 6 października 2013 r., a 20 września tego samego roku zaczyna się procedura mająca na celu odwołanie Janusza Noska z funkcji szefa SKW. Ostatecznie dochodzi do tego 8 października, czyli dwa dni po rozmowie Kalisza z Kwaśniewskim w restauracji. Można domniemywać, że Janusz Nosek, który już wiedział, że będzie odwoływany przekazywał jakieś „kompromaty” Kaliszowi.

Daty wskazują na to, że Nosek zaczął badać sprawę domniemanej korupcji jeszcze zanim go odwołano.

Tak, 6 października jeszcze formalnie sprawuje funkcję szefa SKW, przestanie ją sprawować dwa dni po tej rozmowie. Dlatego rzeczywiście mógł się dzielić wiedzą operacyjną, bo SKW, jak jest napisane w ustawie, ma prawo tylko do czynności operacyjnych. W odróżnieniu od CBA czy ABW Służba Kontrwywiadu Wojskowego nie może prowadzić czynności procesowych. Musi je powierzyć albo innej służbie, albo prokuraturze.

Czy w takim razie odwołanie Noska miało coś wspólnego z tym, że szukał czegoś na swojego przełożonego, jakim jest minister obrony?

To nie jest pytanie do mnie, tylko do ministra Tomasza Siemoniaka. Natomiast według mnie informacja opublikowana przez Michała Majewskiego z serwisu Kulisy24.pl, według którego w prokuraturze jest 18-stronicowy dokument dotyczący przewałów na uzbrojeniu dla polskiej armii wydaje się kompatybilna z tym, co mówił Kalisz Kwaśniewskiemu.

Czego konkretnie korupcja miała dotyczyć?

Tłem wydaje się oczywiście projekt modernizacji armii, który zaczęto realizować właśnie w 2013 r. To w sumie 135 mld zł na śmigłowce (ostatnio wybrano Caracale), wieże bezzałogowe m.in. dla Rosomaków, system obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej (wybrano system Patriot) i całą masę rzeczy związanych z dozbrajaniem i unowocześnianiem polskiej armii. Lobbyści koncernów zbrojeniowych w Polsce szaleją, bo do wydania są gigantyczne pieniądze. Moim zdaniem tego typu przetargom i zamówieniom publicznym powinno bardzo intensywnie przyglądać się Centralne Biuro Antykorupcyjne.

Kalisz mówi na taśmie, że skorumpowany jest „ktoś dużo wyżej” niż Siemoniak. O kogo chodzi?

Tego nie wiemy, ale dużo wyżej od Siemoniaka znajdował się tylko premier Donald Tusk i prezydent Bronisław Komorowski, jeśli chodzi o władzę wykonawczą. W hierarchii są jeszcze marszałkowie Sejmu i Senatu, ale oni nie mają żadnych uprawnień wykonawczych. Wiadomo natomiast, że armia i sprawy wojskowe były oczkiem w głowie prezydenta Komorowskiego. Jednak czy to o nim mówi Kalisz, to jest pytanie do samego Kalisza.

Na ile wiarygodne są wszystkie te informacje? Padły w prywatnej rozmowie, w której Kalisz relacjonuje swoją - prawdopodobnie też prywatną - rozmowę z Januszem Noskiem, w dodatku obaj teraz temu zaprzeczają.

Kalisz nie zaprzecza, że się spotkał z Noskiem. Potwierdza to. Mówi tylko, że nie rozmawiali o korupcji w wojsku. Na taśmach słyszymy jednak coś przeciwnego. Zresztą nie po raz pierwszy co innego słyszę, a co innego mówi mi się, że słyszę. Tak było już w przypadku rozmowy Wojtunik-Bieńkowska. Kalisz mówi nie w trybie przypuszczającym, tylko oznajmującym i wspomina o dokumentach i dowodach na korupcję. To w tym kontekście pada nazwisko Siemoniaka. Nie jest to chyba tylko plotkowanie i chęć popisania się wiedzą przed towarzyszami, tego nie jestem w stanie przesądzić, ale moim zdaniem prokuratura powinna się tym wątkiem bardzo mocno zainteresować.

A komisja śledcza? Roman Giertych mówi, że powinna powstać.

Dziwnym trafem po raz pierwszy się z Romanem Giertychem zgodzę. Uważam, że komisja śledcza ds. afery taśmowej powinna zostać powołana. Pytanie tylko, czy można to zrobić, skoro do końca kadencji Sejmu zostało ok. 4 miesięcy. Przypomnę, że istniejące do tej pory komisje śledcze pracowały dużo dłużej, więc to raczej zadanie dla przyszłego parlamentu. Giertych wypowiadając się o tej sprawie bredzi jak potłuczony. Chce postawienia nagrywającym zarzutu udziału w zorganizowanej grupie przestępczej. Pan mecenas nie ma pojęcia, czym jest zorganizowana grupa przestępcza. Tego typu zarzuty można postawić tylko osobom dopuszczającym się najcięższych przestępstw, jak handel narkotykami czy porwania dla okupu. Nagrywanie jest przestępstwem z art. 267 zagrożonym karą do 3 lat pozbawienia wolności. Jest tzw. przestępstwem wnioskowym, czyli ściganym na wniosek osób, którym przyzna się status poszkodowanych. Ryszard Kalisz w rozmowie ze mną powiedział, że nie zamierza się o taki status ubiegać, więc propozycja Giertycha jest śmieszna. Giertych żąda, żeby zarzuty stawiać także dziennikarzom. Dziennikarze działali w warunkach ewidentnego kontratypu, czyli w interesie publicznym.

Rozmawiał Jakub Jałowiczor