W okolicach 13 grudnia nie mogło zabraknąć również głosu "Goebbelsa stanu wojennego", czyli Jerzego Urbana, w tamtym okresie rzecznika rządu PRL. Redaktor naczelny tygodnika "NIE" w obrzydliwy sposób drwi z ofiar stanu wojennego. 

Urban ogłosił się... jedną z ofiar tego tragicznego okresu. 

"Doznałem kontuzji ręki, nie mogłem prawą ręką ruszać. Nie dlatego, żeby ona tak się rwała do bicia "Solidarności", tylko dlatego, że ja musiałem podpisać 10 tys. kart identyfikacyjnych dla dziennikarzy. (...) Także byłem kontuzjowany w stanie wojennym i uważam się za jego ofiarę"-stwierdza bezczelnie w filmiku opublikowanym na kanale "Tygodnika NIE" w serwisie Youtube. 

Urban wspomina również picie koniaku z Mieczysławem Rakowskim, mówi o "pępowinie" łączącym go z Jaruzelskim oraz "bojówkach Solidarności". 

"Nie musiałem pracować fizycznie, organizowałem konferencje prasowe, w których mówiłłem o tym, jak dobry jest stan wojenny i jak pożyteczne przynosi skutki"-tak mówi o swojej roli "Goebbelsa stanu wojennego". 

Czy trzeba więcej przykładów pokazujących, że postkomuna wciąż dobrze się trzyma w naszym kraju? 

yenn/Youtube,Fronda.pl