- To może mały krok z punktu widzenia kobiet. Ale to wielki krok dla "Bilda" i wszystkich mężczyzn w Niemczech - tak na pierwszej stronie w piątkowym wydaniu redakcja największego niemieckiego tabloidu zapowiedziała rewolucyjne zmiany. Po trzydziestu latach z "jedynki" znika zdjęcie rozebranej dziewczyny. Ostatnie - Ewy z Polski ubranej jedynie w stringi - ukazało się tuż obok. To prawdziwy koniec epoki.



Dokładnie 29 marca 1984 r. miliony czytelników tabloidu na czołówce zobaczyli biust niejakiej Eveyln Rillé (wówczas publikowano jeszcze nazwiska dziewczyn). Od tego czasu przez pierwszą stronę "Bilda" przewinęło się ponad 5 tys. rozebranych młodych kobiet, które w dość krótki i infantylny ale rozerotyzowany sposób przedstawiały się milionom czytelników. Podpisy pod rozebraną fotką pisała Katja Kessler, w latach 80. praktykantka, potem tabloidowa publicystka, która została żoną naczelnego Kaia Diekmanna.

Wydawany przez koncern Axela Springera "Bild" nie był wprawdzie pierwszym tabloidem, który postawił na nagość - pionierem był brytyjski "Sun". Ale Sun publikował zdjęcia na trzeciej stronie, a "Bild" poszedł krok do przodu i roznegliżowane panie przesunął na czołówkę (jednak jego polski klon - "Fakt" daje je na ostatniej). Nikt już nie pamięta, czy w latach 80. obrońcy moralności słali do redakcji protesty, nawet jeśli, to nagi biust kolejnych "Bild Girls" na pierwszej stronie szybko stał się normą, a wręcz symbolem gazety. W międzyczasie redakcja eksperymentowała z mężczyznami eksponującymi nagie torsy. W niedzielnym wydaniu zamieszczano (bez żadnych podtekstów !) zaś zdjęcia zwierząt - by w ten sposób nie psuć rodzinnej atmosfery weekendów - czytamy w dzisiejszej "Gazecie Wyborczej".


Pomysł zdjęcia golizny z "jedynki" to pomysł męskiej części "Bilda", która przyszła do pracy 8 marca (kobiety w niemieckiej części koncernu mają wolne w Święto Kobiet). Szarmancki gest bulwarowca to jednak chyba jedynie chwyt marketingowy. Problem z "Bildem" jest taki,  że króliczki z pierwszej strony to nie jedyny "grzech" tabloidu. Bo to właśnie ten dziennik rozpoczął rewolucję, która zniszczyła stare dobre "reakcyjne" dziennikarstwo. To "Bild" po raz pierwszy na masową skalę podawał zwykłe emocje w formie ważnej informacji. To on pokazał, że szczucie i obrażanie popłaca - w najlepszych latach gazeta  sprzedawała się w nakładzie 4,5 mln egzemplarzy, a jej kierownictwo nic sobie nie robiło z tego, że negatywni bohaterowie publikacji targali się na swoje życie (naprawdę nasz polski "Fakt" to łagodna odmiana niemieckiej gazety-matki). To właśnie ta gazeta tak silnie zatarła granicę pomiędzy zmyśleniem a prawdą i wykreowała jako najważniejsze wydarzenia newsy zwane dziś elegancko "infotainmentem". Dziś "Bild" sprzedaje 2,7 mln egzemplarzy i jego pozycja słabnie. Nic dziwnego - media w ogóle stały się w jakiejś mierze "Bildem", bo zaakceptowały jego standardy.

 

RG/wyborcza.pl