Polityk podkreślał w „Pisakiem po oczach” w TVN24, że sam będzie głosował przeciw takiej ustawie. Według projektu, nad którym pracuje PO, pary które zawarłyby związki partnerskie, miałyby prawo m.in. do: wzajemnego dziedziczenia majątku przez partnerów. Minister sprawiedliwości obawia się. „Uważam, że byłoby błędem, gdyby ten projekt został zgłoszony jako projekt PO. Byłoby to pewnym nadużyciem i wystawieniem na szwank zasady solidarności partyjnej”– podkreślał Gowin, który dodał, że w tej sprawie nie ma możliwości osiągnięcia kompromisu. „Nie zaciemniajmy rzeczywistej alternatywy, czyli wprowadzenia małżeństw homoseksualnych wraz z prawem do adopcji. Polityk PO zaznaczał również, że sam chciałby "aby więcej przepisów było regulowanych przez moralność i kulturę, a nie przez przepisy prawa”- dodał.


Jarosław Gowin okazuje się być ostatnim konserwatywnym Mohikaninem w Platformie Obywatelskiej. Obawiam się jednak, że jego głos może okazać się odosobnionym aktem „dziwactwa”, które ma pokazać, że PO jest partią pluralistyczną. Pamiętajmy jak wyglądał sprzeciw konserwatystów wobec wyboru na wicemarszałka Sejmu Wandy Nowickiej z Ruchu Palikota. Po odrzuceniu jej kandydatury, Stefan Niesiołowski serwował antyaborcyjne i antypalikotowe tyrady w mediach, by po kilkunastu minutach z podkulonym ogonem zagłosować za Nowicką. Donald Tusk pokazał wówczas siłę konserwatystów, przeczołgując publicznie swoją „prawicę”. Nie ulega wątpliwości, że stanowiska ministra sprawiedliwości dla Gowina również miało na celu zamknięcie ust temu jedynemu krytykowi rządu z PO. Z drugiej strony może chwiejący się na ringu Tusk powoduje, że w PO rozpoczęła się walka o schedę po nim. Gdyby nie Palikot i Miller w postaci straszaka na Pawlaka, można by było pomyśleć, że konserwatyści mogą skorzystać na upadku premiera. Gowin więc tak czy siak będzie osamotnionym głosem rozsądku w PO.  

 

Łukasz Adamski