Marszałek Senatu prof. Tomasz Grodzki odrzuca możliwość wprowadzenia w Polsce tzw. "aborcji na życzenie". Jak mówi, jest to "zły pomysł". Przyznaje zarazem, że popiera tzw. "kompromis aborcyjny", a zarazem jest gorącym zwolennikiem bezbożnej procedury in vitro.


"Jestem za utrzymaniem kompromisu, czyli zapisów obecnej ustawy, czyli legalnej aborcji, kiedy jest zagrożone życie i zdrowie kobiety, kiedy jest nieodwracalnie uszkodzony płód lub kiedy ciąża jest wynikiem przestępstwa" - powiedział Marszałek Senatu w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".


Grodzki dodał, że aborcja, biorąc pod uwagę "wszystkie aspekty etyczno-moralne", jest "ogromną tragedią dla kboiety, dla rodziny". Stąd w jgo ocenie "należy zrobić wszystko, co jest w mocy polityków, żeby tych aborcji nie było"; uważa jednak, że nie należy jej "zakazać w ogóle".


Marszałek stwierdził też, że nie widzi żadnych powodów do wprowadzania tzw. "aborcji na życzenie".


"Uważam natomiast, że aborcja na życzenie jest złym pomysłem. W dobie edukacji seksualnej, środków zabezpieczających, w dobie rozwoju medycyny ratującej i utrzymującej w dobrym, pełnowartościowym życiu coraz trudniejsze przypadki tak dramatyczny akt nie powinien być wykonywany na życzenie" - stwierdził.


Co więcej polityk zadeklarował się jako zwolennik in vitro. "Jestem zdecydowanie za. To dar życia" - powiedział.


"Ja w swojej krótkiej karierze zajmowałem się chwilę andrologią, czyli leczeniem mężczyzn, którzy nie mogli mieć potomstwa. Widziałem dramaty małżeństw, które pragnęły dziecka z całych sił, a nie były w stanie. Nie mam cienia wątpliwości, że odpowiednio uregulowana prawnie i kontrolowana przez fachowców, prowadzona rzetelnie procedura in vitro powinna być dostępna" - ocenił Grodzki.

Zauważmy trzy sprawy. Po pierwsze, Grodzki popełnia fundamentalny błąd, mówiąc, że aborcja jest "tragedią dla kobiety i rodziny", a nie podkreślając, że jest przede wszystkim tragedią dla... zamordowanego dziecka. Po drugie, chęć pozostania przy tzw. "kompromisie aborcyjnym" oznacza poparcie zabijania dzieci, w tym dzieci po prostu chorych, na przykład na zespół Downa. Po trzecie wreszcie poparcie in vitro jest jawną deklaracją odrzucenia nauczania Kościoła i w gruncie rzeczy szatańskiej pogardy dla świętości ludzkiego życia; w imię fałszywego miłosierdzia marszałek Senatu chce rezygnować z imponderabiliów, których istnienia, jak się zdaje, nawet nie dostrzega lub nie chce dostrzegać.

Przemawia przez niego pycha i uległość wobec diabelskiej antykultury.

bsw/wpolityce.pl