Postanowienie ws. aresztowania wydał sędzia, który trafił do sądu w Tbilisi miesiąc wcześniej. Data pierwszego przesłuchania została wyznaczona na 22 września. Saakaszwili od czasu zakończenia drugiej i ostatniej kadencji w listopadzie 2013 roku przebywa za granicą i nie stawi się w sądzie. Chwilę przed decyzją sędziego napisał na swojej stronie internetowej: "Będę bardzo daleko, gdy wezwie mnie prokuratura rosyjskiego oligarchy Iwaniszwilego (obecny prezydent Gruzji – red.), i bardzo blisko, gdy wezwie mnie naród gruziński". 
 
Prokuratura, która działa ewidentnie na zlecenie Moskwy oskarża Saakaszwilego o nadużycia władzy, czego dowodem miało być rozbicie antyrządowych demonstracji w listopadzie 2007 roku i przejęcie prywatnej telewizji Imedi. 

Decyzja sądu pojawiła się 
w symbolicznym momencie  kilka dni przed szóstą rocznicą wojny rosyjsko–gruzińskiej 
o Osetię Południową, parę tygodni po podpisaniu przez Gruzję umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską 
i miesiąc przed ważnym szczytem NATO. 

Polskie MSZ wyraziło głębokie zaniepokojenie, napisało, że "niezdrowa atmosfera rozliczeń z przeciwnikami politycznymi rodzi obawę, że pragnienie politycznej zemsty wywrze wpływ na prawidłowy przebieg działań śledczych". 

– Unia jest w pułapce. Cokolwiek zrobi, będzie źle. Powinniśmy ukarać Gruzję, ale jak ją ukarzemy, to wzbudzimy wielką radość w Moskwie. I ludzie Iwaniszwilego z tego korzystają, czują się bezkarni – powiedział„Rz" Jacek Saryusz-Wolski. Jak dodał  sąd w Tbilisi zastosował dziwaczną formułę nakazu aresztowania tymczasowego, którą stosuje się wobec osób osiągalnych dla wymiaru sprawiedliwości. A Saakaszwili jest za granicą. – To de facto banicja, bo gdyby Saakaszwili zdecydował się na powrót, to zostałby aresztowany na gruzińskiej granicy – ocenił europoseł. 
 
mod/Rzeczpospolita