Za widokiem bezbronnego noworodka płaczącego w stajni kryje się tajemnica Wcielenia. Wpisuje się ona w tę samą logikę historio-zbawczą, która po latach doprowadzi to niemowlę na krzyż Golgoty. Nie ma dla tego zachowania Boga żadnego innego wytłumaczenia, jak tylko szaleństwo miłości - pisał Grzegorz Górny w "Gazecie Polskiej Codziennie".

Pewien znany reżyser opowiadał mi przed laty następującą historię: gościł u siebie grono filmowców, gdy nagle do drzwi zadzwonił ksiądz, który chodził po kolędzie. Gospodarz zaprosił kapłana do środka, a ten speszony obecnością tylu sławnych osób chciał się wycofać. Zatrzymany jednak pozostał i odmówił krótką modlitwę, w której wyraził pragnienie, by wszyscy ludzie mogli dostąpić daru przeżywania niezwykłej tajemnicy, która wiąże się z faktem Wcielenia. Po wyjściu księdza jeden z gości złapał za ramię reżysera i zapytał go: „O jaką tajemnicę mu chodziło? Czyżby znowu jakieś tajemnice Watykanu?”.


Kopia bez oryginału

Ta opowieść ilustruje stan świadomości części elit (nie tylko polskich, ale także europejskich) dotyczących świąt Bożego Narodzenia. Za sprawą postmodernistów, a zwłaszcza Jeana Baudrillarda, do słownika intelektualistów na stałe wszedł wyraz „simulacrum”. Najkrócej mówiąc, symulakry oznaczają kopie bez oryginałów. Są to obiekty, które należą do rzeczywistości pozornej, stwarzając wrażenie swojego realnego istnienia. Takim simulacrum stają się dzisiaj dla wielu osób święta Bożego Narodzenia. Przypominają one kometę, z której pozostał tylko warkocz, a zniknęło jej jądro.

W przestrzeni publicznej coraz częściej są to święta pozbawione wymiaru sakralnego, ograniczone do sfery komercyjnej, emocjonalnej czy kulinarnej. Ich ucieleśnieniem nie jest już postać małego Jezusa, lecz wyrośniętego krasnoluda przedstawiającego się jako Santa Claus. Z okolicznościowych pocztówek można by sądzić, że są to święta astrologiczne, bo przedstawiają gwiazdę, lub ekologiczne, bo centralne miejsce zajmują na nich osioł i wół. Nazywane coraz częściej Gwiazdką, kwitowane podpisem „Seasons Greetings”, odsyłają do nie wiadomo jakiej rzeczywistości.

W ten ton wpisują się celebryci, którzy w radiu i telewizji opowiadając o świętach, rozwodzą się o ich magii i niesamowitym klimacie, unikają jednak powiedzenia, jakie właściwie wydarzenie świętujemy w te grudniowe dni.


Głupstwo i zgorszenie

A było to wydarzenie niepowtarzalne i jedyne w swoim rodzaju. Wywarło ono tak wielki wpływ na ludzkość, że postanowiono dzieje człowieka liczyć od tego właśnie momentu. Stąd wziął się podział na naszą erę i to, co działo się przed nią. Tym faktem były narodziny Jezusa Chrystusa, dla chrześcijan – wcielenie Boga w człowieka.

Od samego początku dla wielu było to nie do przyjęcia. Dla Greków było głupstwem, a dla Żydów zgorszeniem. Fakt wcielenia Absolutu w materię, wejścia Boga w pot, krew, łzy, stanowił wyzwanie dla umysłowości rzymskiej, hellenistycznej i żydowskiej. Dwadzieścia wieków później widzimy, jak historia się powtarza: narodziny Boga, który stał się człowiekiem, nie mieszczą się w nowoczesnej świadomości.

Cywilizacja, która jeszcze niedawno dumnie nazywała siebie chrześcijańską, dziś wyrzeka się swojego aktu założycielskiego. Dobrą ilustracją tego zjawiska apostazji mogą być losy francuskiego filozofa Jean-Paula Sartre’a. Podczas II wojny światowej jako 35-letni radiotelegrafista trafił on do niemieckiej niewoli. 24 grudnia 1940 r. w hitlerowskim Stalagu 12 D zorganizował bożonarodzeniowe jasełka, podczas których wystawił napisaną przez siebie, opartą na motywach Ewangelii św. Łukasza, sztukę teatralną pt. „Bariona, syn grzmotu”. W spektaklu przedstawił wyjątkowość misterium Wcielenia, dzięki czemu możliwe stało się zaistnienie Kościoła, wspólnoty ludzkiej, w której centrum jest Bóg.

Po wojnie Sartre zauroczył się komunizmem. Przestał przyznawać się do swojej sztuki i nigdy nie wpisywał jej do oficjalnej bibliografii. Powtarzał często, że każdy, kto sądzi, że Bóg jest zainteresowany jego pojedynczym istnieniem, zasługuje na miano łajdaka (salaud). W takim ujęciu łajdakami są więc wszyscy chrześcijanie, którzy nie tylko wierzą w miłość Boga do każdego konkretnego człowieka, lecz także widzą Go w innych ludziach. Tymczasem dla Sartre’a w innych nie było Boga („piekło to inni”).


Bój o duszę świata

Ten proces desakralizacji i dechrystianizacji nie ma wcale charakteru bezosobowego i obiektywnego. Cywilizacja i kultura są przecież tworami ludzi, którzy nadają kierunek swoim działaniom. W tym kontekście Jan Paweł II w książce „Przekroczyć próg nadziei” pisał, że toczy się dziś bój o duszę tego świata i wyjaśniał: „Jeśli bowiem z jednej strony jest w nim (w świecie) obecna Ewangelia i ewangelizacja, to z drugiej jest w nim także obecna potężna antyewangelizacja, która ma swoje środki i swoje programy i z całą determinacją przeciwstawia się Ewangelii i ewangelizacji”.

Media nieustannie przynoszą informacje z różnych stron świata, które potwierdzają papieską diagnozę. A to Rada Miejska w Oxfordzie zdecydowała, by zrezygnować ze świąt Bożego Narodzenia, a zamiast tego obchodzić Zimowy Festiwal Światła. A to Urząd Szkolny w Szwecji ogłosił, że uczniowie mogą świętować początek adwentu w kościołach, ale pod warunkiem że nie wspomni się tam ani słowem o Bogu. A to w polskich szkołach coraz częściej zabrania się wystawiania jasełek, gdyż może to obrażać uczucia religijne osób niewierzących.

W decyzjach tych ujawnia się kryzys duchowej samoświadomości Europejczyków, o którym tak często mówi Benedykt XVI. Jako remedium wskazuje on powrót do tego, co stanowi istotę i sens wiary, a więc do nawiązania osobistej relacji z Bogiem. Dla wielu chrześcijan taka intymna więź z Jezusem rodziła się podczas świąt Bożego Narodzenia.

Za widokiem bezbronnego noworodka płaczącego w stajni kryje się bowiem tajemnica Wcielenia. Wpisuje się ona w tę samą logikę historio-zbawczą, która po latach doprowadzi to niemowlę na krzyż Golgoty. Ukazuje ona Boga, który się poniża i ogołaca, cierpi i daje się zabić. I nie ma dla tego zachowania żadnego innego wytłumaczenia, jak tylko szaleństwo miłości. Bóg, który oszalał z miłości do człowieka, to skandal dla ludzi wszystkich czasów. Dlatego zawsze znajdują się tacy, którzy będą z tym walczyli.

Skandal jednak trwa. Od dwóch tysięcy lat.

Grzegorz Górny

Gazeta Polska Codziennie, XII 2015