- Jeżeli chodzi o głosy krytyki ze strony środowisk zachodnich – ewidentnie są spowodowane tym, że Orban naruszył interesy finansowe bardzo potężnych graczy, jak np.: banków, sieci hipermarketów i innych wielkich firm. Jak sam powiedział, Węgry nie mogą być krową dojną dla zachodnich koncernów. - mówi portalowi Fronda.pl Grzegorz Górny

Portal Fronda.pl: Lewica straszy polityką premiera Węgier i twierdzi, że Prawo i Sprawiedliwość jest zapatrzone w Viktora Orbana. Czy naprawdę jest się czego bać? Jakie działania Orbana powinny stać się wzorem dla Prawa i Sprawiedliwości?

Grzegorz Górny: Prawo i Sprawiedliwość znajdowało się w podobnej sytuacji, co Fidesz. Przez osiem lat było w opozycji i tak jak radzono Viktorowi Orbanowi, by wycofał się z polityki i ustąpił miejsca innym liderom, doradzano także Jarosławowi Kaczyńskiemu. W obu przypadkach twierdzono, że zarówno Fidesz, jak i PiS są partiami, które nie zdołają nigdy zwyciężyć w wyborach i osiągnąć samodzielnej większości w parlamencie. Fideszowi udało się to w 2010 roku. W tym kontekście pojawiło się hasło „Budapesztu w Warszawie”. Chodziło o to, że PiS może osiągnąć taki rezultat jak Fidesz. W 2015 roku nastąpiła PiS dokonał tego, co partia Orbana. Pozostaje pytanie - co dalej.

Rząd Beaty Szydło zapowiada kilka pomysłów, które zbliżają go do Fideszu. Warto podkreślić, że rozwiązania, zwłaszcza jeżeli chodzi o politykę gospodarczą przyniosły Węgrom określone wymierne korzyści. Węgry, które nie usłuchały rad Międzynarodowego Funduszu Walutowego, wyszły na tym bardzo dobrze, natomiast te państwa, które „poddały się” polityce MFW, jak np.: Portugalia, czy Grecja - bardzo źle.

Sam podatek bankowy od aktywów przynosi Węgrom 710 milionów euro rocznie. Z kolei podatek transakcyjny dla koncernów zagranicznych (chodzi o transakcje gotówkowe i bezgotówkowe) sprawił, że tylko w 2013 roku do budżetu państwa wpłynęło 8 miliardów 220 milionów euro, czyli 1 procent PKB - tylko z jednego podatku.

Okazuje się, że przez wiele lat wielkie firmy były uprzywilejowane kosztem małych i średnich przedsiębiorstw węgierskich. Doskonałym przykładem są sklepy. Z jednej strony wielkie hipermarkety doprowadziły do masowego bankructwa małych, osiedlowych sklepików, a z drugiej strony okazało się, że takie giganty jak Aldi, Auchan, Lidl, czy Tesco – potrafiły wykazywać straty – nie płaciły więc podatków.

Ponadto rząd Orbana zabezpieczył się na wypadek tego, gdyby banki obłożone podatkami chciały przerzucać koszty na klientów. Powstała specjalna komisja, której zadaniem było monitorowanie tej sprawy. Wprowadzono prawo, które nie dopuszczało przerzucania na klientów kosztów tych podatków. Nałożono także na banki drakońskie kary finansowe. Część sektora bankowego zagroziła, że w takim przypadku wycofa się z Węgier. Orban im powiedział, że mają „wolną drogę” i , że „w kraju nie potrzebują banków, które grabią obywateli, a przynajmniej istnieje gwarancja, że te, które zostaną, będą uczciwe”. Okazało się, że były to tylko pogróżki banków, które się wcale nie wycofały.

Są pewne modele węgierskie, które warto skopiować. Rząd Beaty Szydło zaczął już niektóre wprowadzać w życie, jak choćby wysoki podatek od odpraw. Oczywiście, nie wszystkie rozwiązania da się zastosować w Polsce, ale te, które mają racjonalne, ekonomiczne uzasadnienie i które przyniosły Węgrom duże korzyści finansowe, na pewno warto.

W Polsce do tej pory przeznaczano procentowo 3 razy mniej pieniędzy na politykę prorodzinną niż w kraju Orbana. Fakt, że rząd PiS zajął się tą kwestią pokazuje, że również jest w duchu tych zmian, które mają miejsce na Węgrzech.

Dlaczego wobec tego pojawiają się głosy krytyczne wobec polityki premiera Orbana? Skąd biorą się obawy lewicy, czy Unii Europejskiej?

Jeżeli chodzi o głosy krytyki ze strony środowisk zachodnich – ewidentnie są spowodowane tym, że Orban naruszył interesy finansowe bardzo potężnych graczy, jak np.: banków, sieci hipermarketów i innych wielkich firm. Jak sam powiedział, Węgry nie mogą być krową dojną dla zachodnich koncernów.

Warto wspomnieć o firmach, które odpowiedzialne są za zaopatrzenie gospodarstw domowych w prąd, gaz, wodę, kanalizację, ogrzewanie ciepłownicze, czy wywóz szamba. Analitycy Fideszu doszli do wniosku, że firmy te korzystając z pozycji monopolistów, lub zawierając zmowę oligopoli nadmiernie zawyżały koszty usług. Na skutek decyzji partii Orbana udało się obniżyć ceny aż o 20 procent! Okazało się także, że firmy wcale przez to nie zbankrutowały i wciąż mają zyski. Fakt ten pokazuje, jak bardzo wywindowano ceny usług. W budżecie rodziny węgierskiej nastąpił wzrost płacy realnej o 6,3 procenta. Firmy zajmujące się usługami komunalnymi zdzierały z Węgrów aż 6 procent ich domowego budżetu! Orban się temu przeciwstawił. W ten sposób naraził się na ataki finansowych kół zachodnich, które mają także duże wpływy w prasie.

Jeżeli chodzi o lewicę, to konsekwentny konserwatyzm Viktora Orbana wzbudza niechęć tego środowiska. Premier Węgier często odwołuje się do wartości chrześcijańskich, na których należy budować ład nie tylko w jego kraju, ale także i w Europie. Lewicy nie podobało się jego zdanie w kwestii aborcji, definicji małżeństwa jako związku kobiety i mężczyzny, co zostało wpisane do węgierskiej konstytucji. Nic dziwnego, że europejska lewica protestuje przeciwko jego polityce, ponieważ jest to odwróceniem trendów, jakie dzisiaj pod wpływem lewicy są forsowane w Europie.

W najbliższych tygodniach premier Szydło oficjalnie spotka się z premierem Orbanem. Czego możemy oczekiwać po tej wizycie?

Kiedy w 2010 roku i później w 2014 r. Viktor Orban decydował się, gdzie pojechać ze swoją pierwszą zagraniczną wizytą, dwukrotnie wybierał Polskę.

Kiedy w 2010 roku przyjechał do Warszawy miał konkretną ofertę dla Donalda Tuska i rządu Platformy Obywatelskiej, by budować sojusz państw Europy – Środkowej, który byłby przeciwwagą z jednej strony dla Niemiec, z drugiej strony dla Rosji. Jednak jego wyciągnięta dłoń zawisła w powietrzu, ponieważ rząd PO miał inną koncepcję – uważał, że Polska powinna zaangażować się w Trójkąt Weimarski, czyli grać w lidze mistrzów z Niemcami i Francją, natomiast nie będzie angażować się w sojusze z peryferyjnymi graczami takimi jak Litwa, czy Węgry.  

Kiedy do władzy doszedł PiS zaistniała szansa, żeby znów próbować zbudować sojusz Środkowo – Europejski, tym bardziej, że pojawiło się kilka płaszczyzn wspólnego porozumienia. Widać, że kraje naszego regionu – Czechy, Słowacja, Węgry, Polska i Republiki Nadbałtyckie – mają jednolite stanowisko w sprawie przyjmowania imigrantów, a całkiem różne wobec Europy Zachodniej.

Kolejną kwestią jest sprawa budowy rurociągu Nord Stream 2, przeciwko czemu protestuje Polska, ale również inne kraje regionu. Zadziwiające, że w tym gronie jest także Słowacja, która uchodziła za państwo nastawione prorosyjsko. W tym wypadku zdecydowanie przeciwstawia się polityce Moskwy i Berlina.

Widać, że budowa osi Warszawa - Budapeszt może być początkiem krystalizacji sojuszu Środkowo – Europejskiego. Głos wszystkich państw naszego regionu waży więcej na arenie międzynarodowej, niż pojedyncze głosy poszczególnych krajów. Wizyta premier Beaty Szydło w Budapeszcie może być początkiem budowania koalicji państw naszego regionu.

Rozmawiała Karolina Zaremba

(tytuł pochodzi od redakcji)