- Niegdyś twarzą Kościoła otwartego w Polsce była zasępiona, poorana zmarszczkami twarz Tadeusza Mazowieckiego. Dziś jest nią dziecięca buzia Szymona Hołowni, który wystartuje w przyszłorocznych wyborach prezydenckich. Kto lansuje jego kandydaturę? - zastanawiał się na łamach gazety "Sieci" publicysta Grzegorz Górny


Zdaniem Górnego, to co nazywamy „Kościołem otwartym w Polsce” od samego początku „było projektem nie tylko religijnym, ale i politycznym”. Jak podkreśla, katolicy otwarci spod szyldu lewicy starają się tworzyć podziały wewnątrz Kościoła „licząc na jego osłabienie”.

- Tak było w roku 1957, kiedy Janusz Kuczyński na łamach pisma „Po prostu” opublikował tekst pt. „Miłość wojująca”, w którym dokonał podziału katolicyzmu na zły i dobry. „Ten pierwszy to katolicyzm instytucjonalny, który odurza się smakiem władzy i panowania. (…) Ten drugi, to katolicyzm indywidualistyczny, dla którego religia jest sprawą prywatną, a nie publiczną” - pisze Grzegorz Górny.

- Przez lata zmieniała się formuła katolicyzmu otwartego. Pozbawiony reprezentacji politycznej, skoncentrował się na kulturze i religii. W tej ostatniej sferze coraz mocniej opowiada się za postulatami postępowych teologów, żądających zmiany nauczania Kościoła w sprawach moralnych i obyczajowych - dodaje

Grzegorz Górny w tym kontekście nawiązuje do Szymona Hołowni, który ogłosił swój start w wyborach prezydenckich. Jego zdaniem, to "niedoszły zakonnik, który z katolickiego publicysty za sprawą grupy ITI przeistoczył się w telewizyjnego celebrytę."

- Gwiazdor programu Mam talent od lat zaangażowany jest w debatę publiczną, stosując zazwyczaj starą zasadę Adama Michnika, czyli stara się przedstawiać jako zdroworozsądkowy reprezentant złotego środka pomiędzy dwiema radykalnymi skrajnościami -  podkreśla Grzegorz Górny

Jak dodaje, w roku 2019 Szymon Hołownia „atakował niektórych hierarchów polskiego Kościoła, zwłaszcza tych, którzy jednoznacznie deklarują się po jednej ze stron wojny kulturowej, jaka toczy się w naszym kraju"

Chodzi m.in. o abp. Tadeusza Wojdę, który skrytykował tzw. marsze równości, czy abp. Marka Jędraszewskiego, który odważył się powiedzieć „tęczowej zarazie”. Szymon Hołownia napisał wówczas w Tygodniku Powszechnym: „Niech jak najszybciej opustoszeją te kościoły, w których Pan Jezus jest członkiem PiS-u, w których szczuje się heteroseksualistów na gejów”.

Według Górnego, start Hołowni w wyborach prezydenckich oznacza powrót „katolicyzmu otwartego” do sfery politycznej, ale w nowy wydaniu: już nie nobliwych mędrców z Koła Poselskiego „Znak” czy statecznych inteligentów z Komitetu Obywatelskiego, lecz trefnisia z „Mam telent”, zadeklarowanego wegetarianina, obrońcy parad LGBT i „fajnokatolika” prezentującego „dobroludzizm”.

 

„Jedno się w tym czasie nie zmieniło: nadzieja lewicy na rozgrywanie podziałów w polskim Kościele” - podsumowuje Grzegorz Górny.

 

tb/SIECI/pch24.pl