W batalii o kształt polskiego sądownictwa obóz III RP oskarża reformatorów o łamanie monteskiuszowskiego trójpodziału władzy, jednak lektura samego Monteskiusza pokazuje, że jest to zarzuty całkowicie bezpodstawny. W procesie przeciwko nadzwyczajnej kaście Monteskiusz mógłby być głównym oskarżycielem.

XVIII-wieczny francuski myśliciel, Charles-Louis de Secondat, baron de La Brède et de Montesquieu, w Polsce nazywany Monteskiuszem w swoim dziele "O duchu praw" próbował podać zasady, według których powinno się tworzyć sprawiedliwe, służące ludziom prawa. Warto zauważyć, że Monteskiusz opisując dziesiątki, a może nawet setki przykładów rozwiązań instytucjonalno-prawnych pochodzących z różnych krajów i epok, za każdym razem opisuje ich specyficzne okoliczności, podkreślając, że do nich należy dostosować owe prawa i instytucje, aby służyły dobru obywateli. Jakie rozwiązania zaproponowałby Polsce, gdyby miał rzetelną wiedzę o III RP i jej niegodziwościach, a w szczególności o niegodziwościach i pysze jej sądowniczej kasty, tak krytycznie ocenianej przez przytłaczającą większość obywateli? Możemy sobie taką monteskiuszowską receptę wyobrazić o ile oprzemy się na faktycznych poglądach myśliciela, a nie bałamutnej propagandzie sędziowskiej pseudo-elity i jej popleczników.

Monteskiusz, faktycznie ostrzega przed połączeniem trzech rodzajów władzy. Ostrzega jednak również przed skostnieniem tak groźnej władzy sędziowskiej i trwałym przywiązaniem jej do jakiejś grupy, wbrew uzurpacjom  "nadzwyczajnej kasty" do wybierania samej siebie by zachować nienaruszalne status quo:

Władza sądu nie powinna być powierzona stałemu senatowi, ale wykonywana przez osoby powołane z ludu, w pewnych okresach roku, w sposób przepisany prawem, aby tworzyć trybunał trwający tylko póty, póki tego konieczność wymaga. W ten sposób owa tak groźna władza sędziowska, nie będąc przywiązana ani do pewnego stanu, ani do pewnego zawodu, staje się, można rzec, niewidzialną i żadną.  ....  Trzeba nawet, aby sędziowie byli z tego samego stanu, co oskarżony, lub też z jemu równych, aby nie mógł mniemać, że popadł w ręce ludzi skłonnych zadać mu gwałt.

Jak to wygląda w III RP? Na mocy artykułu 179. Konstytucji sędziowie powoływani są przez prezydenta, ale na wniosek Krajowej Rady Sądownictwa (KRS), która zgodnie z art. 187. Konstytucji składa się z 25 osób:

ministra sprawiedliwości

czterech posłów wybranych przez Sejm,

dwóch senatorów wybranych przez Senat,

jednej osoby wybranej przez Prezydenta RP,

(razem 8 osób wyłanianych przez rozmaite organy przedstawicielskie)

oraz

17 sędziów (w tym Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego oraz Prezesa Naczelnego Sądu Administracyjnego - z urzędu,  oraz piętnastu członków wybranych spośród sędziów Sądu Najwyższego, sądów powszechnych, sądów administracyjnych i sądów wojskowych).

Owych 15 sędziów-członków KRS wybierali dotąd na mocy ustawy o KRS sami sędziowie. Nowa ustawa z 12.07.2017 wprowadzała wybór tych sędziów przez Sejm i to rozwiązanie zawetował Prezydent Duda, aby zapewnić - jak stwierdził - że nie tylko jeden obóz polityczny będzie decydował o składzie KRS.

Trefna, ergo dyskryminowana większość

Zauważmy, że niezależnie od wszelkich układów politycznych sędziowie mają w KRS zagwarantowaną konstytucyjnie przytłaczającą przewagę 17 do 8, więc w praktyce sami decydują o wyborze sędziów i nowa ustawa tego nie zmieniła, bo nie mogła zmienić zapisów Konstytucji.

Prezydent nie wahał się również zaproponować by w "awaryjnych" sytuacjach to on sam rozstrzygał ten personalny spór. W zasadzie nie powinno to dziwić, bo przecież np. sędziów Sądu Najwyższego USA również powołuje prezydent, pochodzący przecież z określonej partii. Jeśli przez trzy kadencje rządzą Republikanie (np. dwie kadencje Reagana i jedna Busha seniora), to Prezydent jednej partia mianuje najważniejszych sędziów przez 12 lat! Jak widać, w opinii Amerykanów i Prezydenta Dudy jeden, wybrany zwykłą większością prezydent, może jak najbardziej wybierać sędziów. Z niewyjaśnionych powodów nie może tego robić  jeden obóz polityczny, choć przecież także uzyskał większość z woli wyborców, a wynikające z tego władcze uprawnienia są fundamentalną zasadą demokracji.

Ci, którzy wraz z Prezydentem Dudą na czele, tak się obawiają możliwości wyboru sędziów przez jeden obóz polityczny, obłudnie pomijają fakt, że wpływ tej większości jest bardzo ograniczony, bo pośredni i o wyborze sędziów nawet po wprowadzeniu najdalej idących propozycji PiS-u nadal decydują sami sędziowie stosunkiem 17 do 8. Oznacza to,  że wybiera ich poniekąd również jedna partia - kasta sędziowska, która w ten sposób odtwarza się sama, nie musząc w ogóle się liczyć z przedstawicielami społeczeństwa, których przecież zawsze przegłosuje. I jak dotąd rzeczywiście się nie liczy. Krytykę i jakiekolwiek próby zmiany tej sytuacji nazywa zamachem na niezależność i niezawisłość sądów, dodatkowo wzywając pomocy z zagranicy przeciw współobywatelom, którzy głosując w wyborach właśnie wyrazili wolę wpływania na kształt wymiaru sprawiedliwości.

Wbrew Monteskiuszowi i Konstytucji

Widać zatem, że w ustroju III RP, całkowicie wbrew zaleceniom Monteskiusza wszechwładna władza sędziowska stale jest przywiązana nawet nie do pewnego stanu, ale do samozwańczej kasty zawodowych, stałych i niezmiennych sędziów - i to według ich własnego określenia. Członkowie tej kasty wybierają się w praktyce sami spośród siebie, a zwykły obywatel poddany wyrokom pochodzącego z tej kasty sądu, nie jest sądzony - jak to zaleca Monteskiusz - przez sędziów z tego samego stanu, co oskarżony, lub też z jemu równych i bardzo często ma słuszne powody - przed czym ostrzega Monteskiusz - mniemać, że popadł w ręce ludzi skłonnych zadać mu gwałt. Gigantyczne dossier sądowych niegodziwości potwierdza, że taki gwałt często faktycznie jest mu zadawany.

Zauważmy, że taki ustrój sądów jest całkowicie sprzeczny z podstawowymi zapisami Konstytucji. W jej artykule 4. czytamy, że władza zwierzchnia w Rzeczypospolitej Polskiej należy do Narodu, który sprawuje władzę przez swoich przedstawicieli lub bezpośrednio. Tymczasem w praktyce  nie ma mowy o wykonywaniu jakiejkolwiek konstytucyjnej władzy zwierzchniej nad sądami skoro przedstawiciele narodu mają osiem głosów przeciw siedemnastu głosom nadzwyczajnej kasty. Sic!!! Frazesy o "demokratycznym państwie prawa" bezustannie powtarzane przez załgane pseudo-autorytety III RP ukrywają fakt, że wbrew fundamentalnej zasadzie Konstytucji, od dwudziestu lat jej obowiązywania naród nie ma jakiejkolwiek władzy zwierzchniej nad sądami. Sam ten fakt mówi nam wiele zarówno o III RP jak i o jej Konstytucji.

Zwierzchnia władza narodu w Polsce i w Niemczech

Żeby ów fakt ukazać w szerszej perspektywie porównajmy to z sytuacją w Niemczech, stale pouczających nas w kwestiach praworządności. Tamtejsza komisja ds. wyboru sędziów składa się z 32 członków: 16 ministrów landowych i 16 wybranych przez Bundestag ekspertów w dziedzinie prawa, niekoniecznie posłów, zaś sędziowie niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego wybierani są przez gremium składające się z 12 posłów do Bundestagu. Sic!!! O wyborze sędziów decydują w pełni i bezpośrednio politycy. Jest to zatem wzorcowy przykład tego, jak naród poprzez wybranych przedstawicieli sprawuje władzę zwierzchnią nad sądami, chroniąc się przed wyrodzeniem się tej zawodowej korporacji  w kastę.

Na tle tego niemieckiego wzorca widać wyraźnie jak Prezydent Duda uniemożliwił swoim wetem, choćby tylko niepewny, pośredni wpływ Sejmu tj. przedstawicieli narodu, na wybór sędziów. Przecież wybrani przez Sejm sędziowie, po wyborze na członków KRS, wybieraliby i awansowali sędziów całkowicie swobodnie więc nawet taka zmiana mogłaby okazać się kosmetyczna, bo każdy z sędziów w KRS mógłby "wypiąć się" na tych, którzy go wybrali dokładnie tak jak na parlamentarną większość PiS "wypiął się" Prezydent Duda.

Ów niemiecki wzorzec pokazuje również jak obłudne jest odgrywanie przez Prezydenta roli obrońcy ogółu obywateli przed rzekomym radykalizmem proponowanej przez PiS reformy. Widać przecież jak na dłoni, że polskiej reformie daleko do "radykalnych", czyli po prostu demokratycznych rozwiązań niemieckich, gdzie wybrani w wyborach oraz desygnowani na ministrów politycy bezpośrednio i "bez ogródek" wybierają sędziów.

Jest oczywiste, że naprawdę "radykalnej" (czytaj: demokratycznej) reformy wprowadzającej np. rozwiązania zbliżone do niemieckich i tak nie będzie bez zmiany Konstytucji. Bez takiego "zaorania" wymiaru sprawiedliwości sędziowie nadal będą wybierali się sami w ramach swojej kasty. Jeśli chcemy naprawdę naprawić sądownictwo musimy do tego przekonać wystarczającą większość społeczeństwa, by reformatorzy uzyskali w wyborach konstytucyjną większość.

Postkomunistyczne perpetuum mobile - chów wsobny nadzwyczajnej kasty

Widać, że w odróżnieniu od Niemiec, system sądowniczy III RP to swoiste instytucjonalne perpetuum mobile, które u schyłku PRL-u puszczono w ruch by zabezpieczyć i zakonserwować postkomunistyczne wpływy i władzę nad Polską. Zamknięta grupa pozostawionych po systemie komunistycznym sędziów sama spośród siebie od lat wybiera sobie podobnych, by w swoistym chowie wsobnym przedłużać w nieskończoność swój postkomunistyczny byt. Niepotrzebne są nawet dziedziczne resortowe togi. Wiadomo, że czas robi swoje, ale odpowiednio dobrane zdeprawowane młodsze osobniki zapewniają ciągłość jej szemranego "etosu" przy niezbędnej wymianie pokoleniowej. Trudno o bardziej modelowy przykład tego, co określa się mianem sitwy.

Kasta nie dopuszcza rzecz jasna żadnej krytyki tego mechanizmu oszukując naiwnych obywateli, że to zamach na demokratyczne państwo prawa, monteskiuszowski trójpodział władz, niezawisłość sędziowską, itd. itp. W tym perpetuum mobile nie ma w praktyce żadnej szczeliny na konstytucyjną zwierzchnią władzę narodu sprawowaną czy to przez przedstawicieli czy bezpośrednio. Nic dziwnego, że padły znamienne słowa o nadzwyczajnej kaście, bo taką właśnie kastę zaprojektowano na przełomie PRL-u i III RP, taką kastę ustanowiły zapisy Konstytucji z 1997 r. i ustawy o KRS, więc naturalne jest że sędziowie tak właśnie o sobie myślą.

"Etos" konserwy postkomunistycznego dziedzictwa

Dzięki zachowaniu tej ciągłości przez całą III RP, na różnych jej etapach rozmaite Zolle, Safjany, Żurki, Rzeplińskie, Gersdorfy, Strzembosze, Tuleye i inne tak liczne osobniki tego rodzaju i chowu, na różne sposoby udowadniały, że nie da się rozliczyć komunizmu, nie da  się osądzić jego zbrodni, nie da się zbudować uczciwego wymiaru sprawiedliwości, bo przecież nie da  się oczyścić sądownictwa z jego ponurego dziedzictwa - z nich samych. W rezultacie widzieliśmy jak komunistyczni zbrodniarze bezkarnie i spokojnie dożywali żywota na sutych emeryturach.

Niestety przyniosło to również inne, znacznie bardziej szkodliwe skutki. Społeczna tkanka została nasycona siatką postkomunistycznych układów, do których kooptowano zdeprawowane elity postsolidarnościowe i całkiem nowych ludzi podejmujących aktywność w rzeczywistości III RP. Takie było źródło niezliczonych niewyjaśnionych i nieukaranych afer w skali krajowej i na poziomie lokalnych samorządów. W układach tych "swoi sędziowie" bronili nietykalności sprawców tych afer, tak jak bronili nietykalności komunistycznych zbrodniarzy. Beata Sawicka złapana na przyjmowaniu łapówki okazywała się niewinna, bo winnym musiał zostać Mariusz Kamiński, szef policji która ją na tym złapała. W niezliczonej liczbie przypadków powtarzał się schemat okradania państwa albo wykańczania ludzi i firm przez współpracujące w mafijnych układach banki, urzędy (samorządowe, skarbowe i inne), prokuratury i chroniące ich sądy. Formalnie istniejący trójpodział władz nie przeszkadzał nieformalnym sprzysiężeniom władzy wykonawczej i sądowniczej przeciw obywatelom, przed którym ostrzegał Monteskiusz: Gdyby [władza sądownicza] była połączona z władzą wykonawczą, sędzia mógłby mieć siłę ciemiężyciela.

Dlatego groźby polityków Platformy pod adresem reformatorów, którzy podnieśli rękę na sędziowsko-mafijne układy nie są bez pokrycia. W razie politycznej klęski Zjednoczonej Prawicy znajdzie się multum Tuleyów by ich ukarać. Ale będzie to przede wszystkim klęska wolnej Polski.

Sędziowie bez moralnej legitymacji

Takie są fundamenty i mechanizmy zdeprawowanego sądownictwa III RP, których do upadłego bronią zdeprawowani sędziowie bezczelnie powołujący się na Konstytucję i Monteskiusza, a w rzeczywistości druzgocący fundament tej Konstytucji t.j. zwierzchnią władzę narodu, urągający zaleceniom i ostrzeżeniom Monteskiusza, a przede wszystkim przechodzący do akceptującego porządku nad morzem sądowych niegodziwości, krzywd i niesprawiedliwości III RP.

Akceptowanie i firmowanie takiej rzeczywistości odbiera tym sędziom jakąkolwiek moralną legitymację. Mają jedynie legitymację formalną - zostali na sędziów mianowani i to ma im gwarantować nieusuwalność i nietykalność.  Głównym ich celem stało się zachowanie własnej pozycji i związanej z nią  niekontrolowanej i niegraniczonej władzy i przywilejów. Tego bronią "do ostatniego tchu". Tej formalnej legitymacji trzeba ich pozbawić jeśli w Polsce mają zaistnieć uczciwe i sprawiedliwe sądy.

"Mądra" i "spokojna" pacyfikacja reformy sądownictwa

Przeciw sądom i sędziom III RP Monteskiusz mógłby występować jako jeden z głównych oskarżycieli, a opierać mógłby się nie tylko na swoim dziele, ale też na Konstytucji; nie tylko polskiej, ale jeszcze bardziej na niemieckiej. Warto żeby o tym pamiętali wszyscy "obrońcy" demokracji i zasad trójpodziału władz.

Powinien mieć to na uwadze również, a może przede wszystkim prezydent Duda, który ku zaskoczeniu swoich wyborców przystąpił do obrony sędziowskiej kasty przed zwierzchnią władzą narodu. Mimo, że ów naród w wyborach udzielił rządzącej koalicji mandatu do zreformowania sądownictwa, Prezydent w mało przekonujący sposób uznał ów mandat za niewystarczający, by dokonać choćby nieznacznej korekty zasad wyboru sędziów.

Słowa Prezydenta Dudy o tym, że reformę należy przeprowadzać "mądrze" i "spokojnie" do złudzenia przypominają używane w latach 90-tych argumenty przeciwników lustracji, udających jej zwolenników, którzy rozwodnili i spowolnili ją na tyle skutecznie, że Bolek - agent numer jeden w najnowszej historii Polski, mimo świadczących przeciw niemu licznych i niepodważalnych świadectw, dokumentów oraz własnych matactw, przez 27 lat III RP formalnie nigdy nie został skutecznie zlustrowany, choć wskazano go już podczas pierwszej, oficjalnej lustracji przeprowadzonej "niemądrze" i "niespokojnie" przez Antoniego Macierewicza. Można sądzić, że Prezydent Duda chce "mądrze" i "spokojnie" rozmyć i spacyfikować reformę sądów, tak jak w wielu wypadkach skutecznie udało się to zrobić z lustracją.

Nic dziwnego, że wielu wyborców prezydenta zaczęło wyrażać obawy, że Prezydent przepisał się do obozu III RP. Wygląda na to jakby trwały usilne, zakulisowe pertraktacje, by Prezydenta zatrzymać w obozie dobrej zmiany, a może przyciągnąć go do niego z powrotem. Jednak fundamentalne zaufanie zostało podważone. Czyżby po Mazowieckim, Wałęsie, Marcinkiewiczu itp. rozczarowaniach naród został znowu wystrychnięty, tym razem na Dudę?

P.S

Z dziełem Monteskiusza można się zapoznać tutaj:

https://wolnelektury.pl/media/book/pdf/o-duchu-praw.pdf