Ściąganie "uchodźców" do Europy i oskarżanie krajów, które się jej sprzeciwiają jest nie tylko samobójcze, ale również sprzeczne np. z niepodważalną dotąd polityką gender mainstreaming. Czy pod tą wewnętrzną sprzecznością kryje się jakieś racjonalne jądro?

Postawiony na czele Komisji Europejskiej luksemburski pajac i pijaczyna, Jean-Claude Juncker zagroził Polsce, Węgrom, Słowacji, a także Czechom karami, o ile nadal będą odmawiać przyjęcia od Grecji i Włoch tzw. uchodźców, którzy najechali te kraje z Azji i Afryki na skutek świadomego otwarcia granic UE, niekonsultowanego z nikim zaproszenia ze strony kanclerz Niemiec oraz kolportowanych wśród owych "uchodźców" zaproszeń i wytycznych przypisywanych fundacji Georga Sorosa. Jest to kolejna z fali pogróżek ze strony zachodnioeuropejskich polityków, których propagandowo-terroryzujący efekt ma łączyć zastraszenie niesubordynowanych krajów ze szczuciem na nie obywateli Niemiec, Francji itp. jako "praworządnych" i "demokratycznych" krajów UE.

Racjonalne spojrzenie

Jest cały szereg racjonalnych i oczywistych powodów, dla których Polska ma prawo odmawiać przyjęcia uchodźców: że jesteśmy suwerennym państwem, że zaproszenie ze strony Merkel nie było z Polską (tak jak z innymi krajami) konsultowane, że zapraszanie i przyjmowanie tych najeźdźców (jak się ich często słusznie nazywa) gwałci wszelkie unijne przepisy imigracyjne, że jeśli mówimy o pomocy to Polska przyjęła setki tysięcy uchodźców z Ukrainy i na różne sposoby pomaga na miejscu ofiarom wojny w Syrii itd. itp. Argumentem druzgocącym dla europejskich "obrońców demokracji w Polsce" powinny być opinie Polaków, przytłaczającą większością wypowiadających się przeciwko sprowadzaniu owych "uchodźców". Trudno wreszcie przymuszać do osiedlenia się w Polsce ludzi, którzy zdecydowanie dążą do zamieszkania w bogatszych krajach.

Jest również racjonalne i oczywiste, że ukarać należałoby kraje, które gwałciły zasady polityki imigracyjnej UE przyjmując i zapraszając najeźdźców, jednak kolejni politycy europejscy zapowiadają sankcje wobec państw, które tych zasad przestrzegały. Irracjonalność i absurdalność tych zarzutów łączy się z irracjonalnością i absurdem samego faktu ściągania milionów muzułmanów, co nie tylko sprowadza terroryzm (samych terrorystów i społeczności masowo go wspierające), ale przede wszystkim zmienia radykalnie i na trwałe kulturowe i cywilizacyjne oblicze naszego kontynentu.

Absurd jako fundament UE

Absurdem do kwadratu jest to, że oblicze to zmienia się w kierunku sprzecznym z oficjalną i wydawałoby się absolutnie nadrzędną polityką równości kobiet i uprzywilejowania queer-seksualistów, tzw. gender mainstreaming.  Według oficjalnej definicji ma ona obowiązywać we wszystkich unijnych działaniach, aktywnościach, realizowanych projektach, bez względu na ich tematykę, we wszystkich wymiarach życia społecznego, ekonomicznego, politycznego UE. Okazuje się, że ta dotychczas nadrzędna i wszechprzenikająca polityczna dyrektywa w ogóle nie dotyczy nasycania UE populacją muzułmanów, których obecność i działania w sferze równości płci i genderów nie tylko blokują, ale odwracają o 180 stopni wektory przemian w Europie. Z jakichś powodów (jakich?) gender mainstreaming musi ustąpić przed muslim mainstreaming.

Groźby retorsji wobec "opornych" krajów pokazują, że pod mantrą frazesów o demokracji i państwie prawa kryje się całkowite, wręcz bezczelne lekceważenie dla prawa i demokracji ze strony namaszczonych eurokratów bez wahania nazywających czarne białym i odwrotnie. Pokazuje to, że tak jak PRL miała swoich "właścicieli" stojących ponad jakimkolwiek prawem, tak Unia Europejska ma podobnych "właścicieli", których nie obowiązują żadne reguły, oni zaś uzurpują sobie prawo egzekwowania reguł nieistniejących, jak zasada "solidarności" w przyjmowaniu nielegalnych imigrantów. Dwójmyślenie, zakłamanie i wewnętrzne sprzeczności stały się jakimiś absurdalnymi fundamentami "projektu europejskiego". Czy Unia Europejska oszalała?

Szaleństwo czy metoda

Choć często mówimy o zbiorowych szaleństwach, które ogarniały narody, takich jak niemiecki narodowy socjalizm Hitlera, czy rosyjski komunizm Lenina i Stalina (wraz innymi jego odmianami), to trzeba pamiętać, że mówienie o szaleństwie jest raczej pewną retoryczną figurą niż rzeczowym opisem. Hitler, Lenin i Stalin, czego byśmy nie sądzili o ich upadku moralnym, ze zwykłego, ludzkiego (i ateistycznego) punktu widzenia, nie byli szaleńcami. Oni sami i ich partyjni towarzysze mieli całkiem racjonalne motywy postępowania: dążyli do władzy (rzecz zwyczajna i racjonalna) i znaleźli skuteczną drogę do jej zdobycia. Wprawdzie Hitler przeliczył się i poniósł klęskę, jednak Stalin odniósł znaczący sukces. Rozszerzył swoje panowanie i umarł jako zwycięzca, zostawiając w spadku potężne imperium. O irracjonalności lub szaleństwie można więc najwyżej mówić w odniesieniu do tych, którzy politykę tych zbrodniarzy popierali, mimo że często płacili za nią życiem własnym i swoich najbliższych.

Dlatego w poczynaniach "właścicieli UE" również należy poszukać racjonalnego jądra i spróbować wyjaśnić jakie mogą być racjonalne przesłanki ich "szaleństwa" - bynajmniej nie w odniesieniu do społeczeństw którymi rządzą, bo jest oczywiste że działają na ich szkodę i zgubę, ale pod kątem ich osobistych korzyści, bądź korzyści grupy w imieniu której występują.

CDN - W następnej części spróbujemy odnaleźć racjonalne jądro "szaleńczej" polityki Unii Europejskiej.