Grzegorz Strzemecki

Grzegorz Schetyna zapowiedział po wyborach poważną rozmowę na temat legalizacji związków partnerskich. Warto przypomnieć dokonania Platformy na polu zaszczepiania w Polsce genderyzmu, aby mieć świadomość tego co kryje się pod tą zapowiedzią i co mogłoby nas czekać, gdyby Platforma te wybory wygrała.

Trzech gejów wytykających Platformie niezalegalizowanie tzw. związków partnerskich zostało zepchniętych przez ochroniarzy z drogi tzw. Marszu Wolności. Grzegorz Schetyna z wymaganą przez tzw. polityczną poprawność czołobitnością pośpieszył z zapewnieniami, że jest gotów przeprosić za incydent, bo Platforma jest ostatnią partią, z którą środowiska LGBT powinny się konfliktować,  oraz że... tu okazało się że z ust Grzegorza Schetyny nie padły żadne konkretne obietnice, np. że załatwi gejom homo-pseudo-małżeństwa, homo-adopcje i swobodny dostęp do młodzieży szkolnej, którą geje tak bardzo (oczywiście platonicznie) kochają.

 

Ostrożne poparcie

Polityczny instynkt samozachowawczy kazał Grzegorzowi Schetynie miarkować obietnice, stwierdził bowiem tylko, że po wyborach przyjdzie czas na otwartą debatę sprawie ich żądań. Geje byli zawiedzeni. Zupełnie niesłusznie, ponieważ Platforma podczas swoich rządów dowiodła swojej lojalności (wobec homo- a przeciw heteroseksualistom), forsując nakreślony przez ideologów gender-queer  program queer-seksualnej rewolucji, która pod szyldem tzw. polityki równościowej dąży do zniszczenia naturalnej ludzkiej tożsamości seksualnej i stworzenia "nowego człowieka" wyzwolonego z (ich zdaniem) opresyjnej heteroseksualności oraz zbudowania "świata szczęśliwego społecznie, w którym i kobiety, i mężczyźni określają się w płynny, dynamiczny sposób co do swych seksualnych preferencji". Przez ostatnie trzy lata rządów koalicji PO-PSL realizacja tego celu nabrała takiego przyspieszenia, że gdyby nie klęska wyborcza w 2015 r., to żądania gejów prawdopodobnie byłyby spełnione i to być może z nawiązką.

Powstrzymywanie się Platformy od afiszowania się z poparciem postulatów LGBTQ wynika wyłącznie z obawy o utratę głosów wyborców. Grzegorz Schetyna będąc w opozycji przypochlebiał się Polakom zapowiedziami zarzucenia "konserwatywnej kotwicy", jednak jego partia będąc u władzy położyła ogromne, wręcz historyczne zasługi" dla realizacji genderystowskiego programu i jest oczywiste że natychmiast po zdobyciu władzy do tego programu powróci. Dlatego, tytułem ostrzeżenia, trzeba jej dokonania przypomnieć, pokazać czemu służą i dokąd prowadzą.

Konwencja Stambulska jako fundament queer-seksualnej rewolucji

Genderystowskie przyspieszenie rozpoczęło się w grudniu 2012 r. podpisaniem Konwencji Stambulskiej służącej rzekomo zwalczaniu przemocy wobec kobiet, którą ratyfikowano w 2015 r. Konwencja ta położyła fundament pod queer-seksualną rewolucję, po raz pierwszy wprowadzając do polskiego prawa pojęcie tzw. płci społeczno-kulturowej (gender), zastępujące płeć i wprowadzającego celowy zamęt w sprawach seksualności, wg celów wytyczonych przez twórczynię ideologii gender-queer Judith Butler. Główne ideologiczne zapisy konwencji są realizowane w ograniczonym stopniu, ale pełne ich wprowadzenie w życie miałoby rewolucyjne konsekwencje.

Art. 12. zaleca promocję niestereotypowych i wykorzenienie stereotypowych zachowań i ról płciowych, co wyraża postulaty queer-seksualnej rewolucji w bardziej ogólny sposób,  zaś art. 14. nakazuje wspieranie tych działań na wszystkich poziomach edukacji. Owa promocja i wykorzenienie w praktyce przejawiają się np. w tym, że zapisany w konwencji zakaz dyskryminacji ze względu na gender nakazuje zmianę definicji małżeństwa, by nie było ono przywilejem wyłącznie dwóch genderów, tj. kobiety i mężczyzny. Wynika z niego, że należałoby uznać za małżeństwa nie tylko związki jednopłciowe, ale również wszelkie inne, niekoniecznie wyłącznie dwuosobowe kombinacje genderów, których genderyści doliczyli się jak dotąd co najmniej siedemdziesiąt. 

Standardy WHO dla pedofilów

Cele genderystowskiego projektu realizowanego przez rząd PO-PSL potwierdziło zarekomendowanie przez MEN dokumentu "Standardy edukacji seksualnej w Europie. Podstawowe zalecenia dla decydentów oraz specjalistów zajmujących się edukacją". Według "Standardów" edukacja seksualna już od najmłodszych lat ma "pomóc dzieciom w przeżywaniu ich seksualności", "wspomóc [ich] rozwój zmysłów i poczucia ciała... [bo] powinny przekonać się iż zagadnienia związane z seksualnością mają pozytywny charakter i są przyjemne". W tym celu m.in. już w wieku 0-4 lat "Standardy" zalecają "przekazanie [dziecku] informacji na temat radości i przyjemności z dotykania własnego ciała oraz masturbacji w okresie wczesnego dzieciństwa" oraz o tym, że "czułość i fizyczna bliskość jest wyrazem miłości i sympatii", przy czym umieszczenie tego w punkcie "seksualność" wskazuje, że chodzi o relacje seksualne, a nie np. normalne relacje rodzic-dziecko.

Ten jawny program promocji pedofilii wpisuje się zapisaną w konwencji "promocję niestereotypowych ról płciowych" podobnie jak oswajanie od najmłodszych z różnymi formami zaburzonej seksualności, np.  przyjaźni i miłości do osób tej samej płci, związków osób tej samej płci oraz różnych koncepcji rodziny. Pod presją społecznej krytyki MEN wycofało się z oficjalnej promocji standardów, tłumacząc, że wcale nie rekomendowało dokumentu.

Wybierz płeć, a sąd to przyklepie

Genderystowską ofensywę ekipy PO-PSL w sferze legislacji zwieńczyła obłąkana ustawa o uzgodnieniu płci, która sprawiłaby (gdyby nie weto prezydenta Dudy), że status rzeczywistości, także prawnej, zyskałyby ludzkie wyobrażenia, tzw. fantazmaty, albo zwyczajne przekręty umożliwiające dwóm gejom zawarcie ślubu poprzez zadeklarowanie przez jednego z nich, że jest kobietą.

 O uzgodnienie płci może wnosić osoba - głosiła ustawa - u której „tożsamość płciowa różni się od płci wpisanej do aktu urodzenia”. Do zalegalizowania dowolnie wybranej płci niezależnej od faktów biologicznych wystarczyłyby odczucia petenta oraz ich potwierdzenie przez dwóch specjalistów z dziedziny psychiatrii, seksuologii lub psychologii klinicznej. Sąd miał jedynie zbadać kompletność  dokumentów.

MEN ramię w ramię z LGBTQ

W sferze władzy wykonawczej genderystowska ofensywa PO-PSL trwała do ostatniej chwili na najważniejszym polu - tj. w sferze edukacji. W lipcu 2015 r szefowa MEN Joanna Kluzik-Rostkowska zapowiedziała zmianę podstawy programowej WDŻ (wychowania do życia w rodzinie).  Kilka dni później spotkała się z przedstawicielami Kampanii Przeciw Homofobii (KPH), w tym z jej prezeską, Agatą Chaber, oraz Towarzystwa Edukacji Antydyskryminacyjnej (TEA). Na spotkaniu szefowa MEN  zapowiedziała intensyfikację tzw. działań antydyskryminacyjnych. "Nasze działania wpisują się w państwa postulaty" powiedziała wiceminister Urszula Augustyn, zarazem pełnomocnik rządu ds. bezpieczeństwa w szkołach. Wkrótce potem MEN wydało (obowiązujące do tej pory) rozporządzenie nakazujące wszystkim placówkom podległym MEN "realizowanie działań antydyskryminacyjnych". Przykładem takich działań były "warsztaty dotyczące homofobii" zapowiadane przez Fabrykę Równości, największą w Łodzi organizację kulturalno-edukacyjną LGBTQ, która zapowiadała, że w rozpoczynającym się roku szkolnym zwiększy dotychczasową liczbę  600 szkolonych uczniów rocznie, a była to przecież tylko jedna z wielu podobnych organizacji, które szykowały się do wzmożenia nacisków na szkoły...

Na szczęście w październiku organizacje te straciły rządowe wsparcie, co jednak nie oznacza,  że zaprzestały działalności. Dlatego powinniśmy wiedzieć dokąd prowadzą i jakie zagrożenia niesie ze sobą tzw. "edukacja antydyskryminacyjna", zwłaszcza prowadzona przez LGBTQ, by nie dopuścić ich do szkół, do dzieci i młodzieży oraz, co najważniejsze, do powrotu do władzy ich promotorów. O tym jednak będzie mowa w drugiej części artykułu.