Po ogłoszeniu wyroku przez poznański sąd większość osób po prostu wyszła, wykrzykując słowo "hańba". Nerwowo nie wytrzymał także Janusz Walentynowicz i w pewnym momencie opuścił salę. - Setki razy powtarzałem, jak wyglądała identyfikacja i że rozpoznałem matkę po twarzy. Mimo to prokurator oskarżył mnie, że źle zidentyfikowałem ciało i że to ja jestem winny. Miałem niewłaściwie umiejscowić blizny pooperacyjne i pomylić matkę ze śp. Teresą Walewską-Przyjałkowską. Za chwilę oskarżą rodziny o współudział w katastrofie" - mówił Janusz Walentynowicz.

Janusz Walentynowicz powiedział wprost, działanie sądu to jakiś "matrix": " Miałem wrażenie, że sędzia kompletnie nie wie, o czym mówi. Jako dowód na niewinność prokuratorów przytoczył słowa księdza Henryka Błaszczyka, który sam przyznał, że wprowadził rodziny w błąd".

Na koniec Janusz Walentynowicz mówi: "Nie chcę przeprosin. Chcę tylko sprawiedliwości". I miejmy nadzieję, że polski sąd wreszcie wyjdzie z matrixa i stanie się miejscem sprawiedliwości a nie politycznej uległości.

mod/Gazeta Polska Codziennie