Fronda.pl: Dostał Pan informację od IPN o dokumentach dotyczących Pana osoby w teczkach pracy TW „Bolka”. Kiedy będzie Pan miał możliwość zapoznania się z nimi?

Henryk Jagielski: W IPN jeszcze nie byłem, pójdę w tym tygodniu, na razie nie najlepiej się czuję, mam problemy z sercem. Pismo dostałem tydzień temu, jak tylko gdański oddział IPN otrzymał te dokumenty, jeszcze w tym samym dniu przesłał je do mnie.

Tak, zdaję sobie sprawę, że pismo dostał Pan niedawno i wiem, że nie da się tak szybko wszystkiego załatwić

Oczywiście, już myślą, żeby do sądu iść. To przecież trzeba wszystko przygotować, sąd to już odrębna sprawa, akt oskarżenia, adwokat będzie, może jeszcze z miesiąc, dwa tygodnie co najmniej, to by było bardzo prędko.

Już wielokrotnie wspominał Pan, że wie o donosach Lecha Wałęsy na Pana osobę oraz że już w 1970 pracownicy Stoczni Gdańskiej podejrzewali lub wiedzieli, że z tym człowiekiem jest co najmniej coś nie tak. Już od dawna mówiono, że „coś może być na rzeczy”.  Czy ujawnienie już rzeczywistych donosów może zmienić w jakiś sposób postrzeganie Lecha Wałęsy? Wciąż ma duże grono obrońców, które jednak stopniowo się wykrusza.

To już nic nie zmieni. Trzeba być nie wiem kim, żeby mu wierzyć, on co pięć minut co innego mówi. Gdyby chociaż ustalił jedną wersję i tej wersji się trzymał…  Przecież mógłby po prostu powiedzieć: „No słuchajcie, przepraszam tych, którym zaszkodziłem, kolegów, pracowałem z nimi, mamy tę Polskę, jakoś tam zawalczyłem”, a nie jeszcze: „ja, ja, ja”. On komunizm obalił! Ostatnio znalazł się nawet prawnik z Gdańska, który twierdził, że dokumenty nie mogą być prawdziwe bo Wałęsa nie potrafi pisać. No, Boże kochany. To jest niemożliwe, żeby tak było.  Jeszcze i Borowczak ma coś do powiedzenia, i Krzywonos. Jak napisałem do Internetu, do Frondy o tym, jak Krzywonos pieniądze kradła, to ona na drugi dzień krzyczała, że nie wie, kto to jest Jagielski. Może sobie zobaczyć zdjęcie, bo ja to zdjęcie wysłałem do Internetu, z nią, jeszcze Lewandowski jest z Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego. No to jak, w żywe oczy kłamią? Jak ci ludzie wyglądają w tej chwili? I jeszcze na mnie to zganiają, „Bolki”. Dokumenty niech chociaż jeden dostarczy. Także widzi Pani, obłuda i jeszcze raz obłuda.

Pokolenie moich rodziców, urodzonych w okresie stalinizmu, ale także Polacy urodzeni już w latach 60., wspominają, że z prezydenturą Wałęsy wiązali wielkie nadzieje na lepszą Polskę, ale przyznają, że też nie mieli dużego wyboru. Jak Pan ocenia wydarzenia ostatnich dwudziestu siedmiu lat. Czy możemy rzeczywiście mówić o wolności?

Ja nie wiem czy akurat on sam się do tego wszystkiego przyczynił. Przecież on też był sam komunistą, a my to co? Donosił na nas. Ja sobie nie wyobrażam, żeby jeden człowiek obalił komunizm. Ludzie mają chyba swój rozum i widzą co się dzieje. No czy mógł jeden człowiek komunizm obalić? A my nic nie znaczymy? Jeszcze w dalszym ciągu kłamie, pięć różnych wersji w przeciągu godziny. Chociażby taki przykład. Każdy jeden prezydent: jedzie zagranicę, bierze swoją żonę, a czy on wziął chociaż raz? Taki bohater? I do tego KOD-u też nie przyjechał, w poniedziałek dopiero wystąpił, jak żona jego go broniła (śmiech). To przecież śmieszne jest, to tchórz, zawsze się kimś wysługuje. Tak samo w czasie konspiracji tam: „Zróbcie ten strajk, a ja będę przewodniczącym”. Skąd on już wtedy wiedział, że będzie przewodniczącym, kto go popierał? Zresztą wiadomo, kto go popierał… Czy ja mam potrzebę kłamać? On sam mówił, że był „Bolkiem”. Jak się dostał na to drugie piętro? 20 tysięcy ludzi pod Komendą Miejską stało, jak wtedy krzyczeli ludzie na niego: „Ty zdrajco”, kamieniami w niego rzucali na to drugie piętro. Ja wielokrotnie go pytałem: „Słuchaj, jak to się stało, wyjaśnij, jak się tam dostałeś na ten komisariat.” Wyjaśniał, wyjaśniał, nigdy nie wyjaśnił. Tak samo jak się spóźnił na strajk, miał być o 6, przyszedł o wpół do 11, on i drugi, TW „Kolega”, za „Solidarności” Konrad. Przyszedł Konrad i Wałęsa z jakimś ubowcem, stali za bramą, on miał wejść tylko wtedy, gdy strajk będzie udany. Pod sam koniec, to już był ostatni dzwonek, dopiero Kozłowski wyszedł i powiedział: „Ty wchodź, bo już komitet wybierają”. I Kozłowski przyszedł, powiedział: „On jest tam”. Ja mówię: „Kto jest tam”? „No Wałęsa”, „Miał być o szóstej. To weź go wpuść”, a on: „Jak?”. Ja na to: „To już jest twoja sprawa”. Wałęsa za dziesięć minut przyszedł. Mówię: „Miałeś być o szóstej”. „Później ci wyjaśnię” i do tej pory nie wyjaśnił, tak wyjaśnia, jak wyjaśnia sprawę Bolka. A przecież  świadkowie żyją jeszcze, widzieli, kim on jest. Myśmy się tylko mogli domyślać, ale nie wierzyliśmy jeszcze w to, sam przecież mówił: „Zróbcie ten strajk”.

Później była taka sytuacja, że ten TW „Kolega” mówi do ubowców: „Jagielski wcześniej zamknął, nic nie chce mówić”.  No to ten ubowiec mówi: „Weź pół litra wódki i rozwiąż mu język”. No i idziemy do Wałęsy na spotkanie, bo w tej samej grupie Wolnych Związków Zawodowych byłem, co Wałęsa. Ten „Kolega” do mnie mówi: „Zaczekaj chwilę” i poleciał gdzieś. Ja czekam pod domem Wałęsy, a on przychodzi i pół litra przynosi. I to jest w dokumentach! Po tylu latach. Po co jeszcze wydawać pieniądze na ekspertów, ile to będzie kosztować, milion, dwa, jak zaczną badać, szkoda tych pieniędzy, nie rozumiem tego. „Bolkiem” zostanie do końca życia i do historii przejdzie jako „Bolek” i jednocześnie jako prezydent. Po co to zamieszania tyle w Polsce? Przyznać się, przeprosić: „Donosiłem, mamy tę Polskę taką, jaką mamy, Zrobiłem wszystko, żeby było lepiej, nie udało się, no i koniec, no. Obraziłem, donosiłem, przepraszam. Po męsku, a nie udawać bohatera, jaki to on jest odważny, jaki to bohater. Za czyimi plecami w czasie strajku stał, po co on donosił, skoro my nic jego zdaniem nie znaczymy?

Lech Wałęsa pomówił Pana o współpracę z SB. Pan o zarejestrowaniu swojej osoby w kontaktach SB nie wiedział. Zapowiedział Pan wstąpienie na drogę sądową z Wałęsą. Jakiego finału sprawy Pan oczekuje?

To znaczy, jakiego finału oczekuję… Zobaczymy najpierw, jak się sprawa rozwinie, najpierw trzeba założyć sprawę do sądu i zobaczymy, co dalej, jak on się będzie tłumaczył. W każdym razie mamy duże poparcie, już sędziowie, prawnicy pisma przesyłają. Nie wiem, trudno mi jest na dzień dzisiejszy to powiedzieć. Mówiąc szczerze, to ja nie chciałem tej sprawy oddawać do sądu, ale jak on takie rzeczy wygaduje i nagle to ja jestem tym „Bolkiem”, a nie on (śmiech). Kiedyś na samym początku, jak zaczęło wychodzić to wszystko, to on powiedział: „Ja wiem, gdzie jest Bolek”. W regionie był taki kosz na śmieci i wszyscy jak wyrzucali śmieci, to mówili, że idą wynieść śmieci do Bolka, to wtedy to co innego było, a teraz nagle okazuje się, że ja byłem „Bolkiem” (śmiech). To niech on się przyzna, że albo ja, albo ten kosz, albo jeszcze ktoś inny. No przecież takie bzdury… On był prezydentem.

Tak samo wspomniany prawnik, twierdzi, że Wałęsa nie był Bolkiem, bo nie umie pisać, to po co on go pchał na to stanowisko, popierał, był jego doradcą?  A później kobieta, która była tam u niego w kancelarii, już nie pamiętam, jak ona się nazywa (chodzi prawdopodobnie o Teresę Liszcz, która od stycznia do końca października 1991 była sekretarzem stanu w kancelarii prezydenta RP. Była jedyną kobietą w kancelarii Wałęsy- JJ), mówi, że jej poprawiał pisma, stylistycznie i tak dalej, sama była zdziwiona, że on taki mądry (śmiech). Dwóch prawników, każdy co innego mówi, no to jak to jest? 

Rozmawiała Joanna Jaszczuk