W polskiej polityce świetnie sprawdza się przysłowie "punkt widzenia zależy od punktu siedzenia". Najlepiej wiedzą o tym politycy opozycji totalnej, którzy, odkąd PiS objęło władzę, chętnie podczepiają się niemal pod każdy możliwy protest. 

Partia, która podczas swoich rządów lekceważyła obywateli w takich kwestiach jak np. wiek emerytalny czy obowiązek szkolny dla sześciolatków, dziś krzyczy, że rząd Zjednoczonej Prawicy nie słucha obywateli. 

Dziś internauci przypominają Platformie Obywatelskiej, jak traktowała protestujących.

We wrześniu 2013 roku przed Sejmem odbywały się protesty związkowców z Forum Związków Zawodowych, NSZZ "Solidarność" i Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych. Rządząca wówczas koalicja PO-PSL nie kwapiła się do spotkania z protestującymi. 

Ówczesny premier, Donald Tusk, dziś uwielbiany przez obwieszone "konstytucją", dzikami i innymi nakładkami panie po 50. i 60. roku życia za "odwagę" (tu zdjęcie z wnukami, rzekomo bez ochroniarzy, bo przecież nie widać ich na zdjęciach, tam spontaniczny spacer) nie miał ochoty spotkać się z protestującymi. 

Tuska dzielnie broniła wówczas jego następczyni, Ewa Kopacz. Premier twierdził, że "nie będzie rozmawiał z ludźmi, którzy chcą obalić jego rząd". 

Związkowcy zorganizowali w 2013 r. ogólnopolskie Dni Protestu przeciwko polityce rządu pod hasłem "Dość lekceważenia społeczeństwa". Ówczesny szef rządu obrał narrację, że protestujący chcą obalić jego rząd. Tuskowi wtórowała Ewa Kopacz, przekonując, że "to nikt inny jak związki zawodowe wyszły z Komisji Trójstronnej".

"Tam jest miejsce do rozmów i jeśli ktoś mówi, że brakuje mu dialogu, a jednocześnie opuszcza miejsce przeznaczone do tego dialogu, to pytanie czym się kierują związki zawodowe"-twierdziła Kopacz we wrześniu 2013, zapewniając również, że Donald Tusk "jest otwarty na wszelkiego rodzaju rozmowy i udowodnił to w ciągu premierowskiej działalności". Ówczesna marszałek Sejmu zarzucała związkowcom... chęć obalenia rządu PO-PSL.

"Parlament został wybrany w sposób demokratyczny przez polski naród. Ten parlament zatwierdził taki a nie inny rząd i dziś dyktat związków ma polegać na tym, że to nie naród będzie wybierał parament a parlament rząd, tylko związki zawodowe. Chyba świat trochę staje na głowie"-przekonywała Kopacz.

A przecież sytuacja z września 2013 r. nie jest jedynym przykładem obrazującym postawę poprzedniego rządu, który dziś tak ochoczo protestuje przeciwko "dobrej zmianie" wraz z kolejnymi grupami społecznymi. Takie przykłady można mnożyć. Dość wspomnieć chociażby, jak minister edukacji narodowej w rządzie PO-PSL, Joanna Kluzik-Rostkowska reagowała na postulaty nauczycieli. 

yenn/Niezalezna.pl, Fronda.pl