Rysunek jest prosty: na pierwszym planie mężczyzna z kozą wskazuje zwierzęciu dwóch mężczyzn ubranych w ślubne garnitury stojących przed urzędnikiem USC. - Jeszcze tylko ci panowie wezmą ślub i zaraz potem my - mówi człowiek głaszcząc swoją "ukochaną".

Na reakcję nie trzeba było długo czekać. Portal Homiki.pl natychmiast opublikował pełen oburzenia artykuł i wzór listu do redaktora naczelnego "Rzeczpospolitej" Pawła Lisickiego.

"Do homofobii w "Rzeczpospolitej" zdążyliśmy się przyzwyczaić, ale tym razem przekroczona została granica chamstwa. Żądamy przeprosin na łamach "Rzeczpospolitej"! Mamy swoją godność i należy nam się szacunek" - piszą autorzy listu.

Sugerują przy tym, że w wypadku odmowy przeprosin, mogą skierować sprawę do sądu. "Przypominamy, że w 2006 roku w poznańskim sądzie cztery lesbijki wymusiły na radnych PiS-u przeprosiny za porównanie homoseksualizmu do zoofilii" – piszą.

W akcję nagonki na rysownika włączyła się także Kampania Przeciw Homofobii. Działacze organizacji twierdzą, jakoby Krauze "porównał homoseksualizm do zoofilii". "To przejaw nie tylko ignorancji i homofobii, ale również po prostu braku kultury" - piszą jej liderzy.

Co na to Andrzej Krauze? O całej sprawie dowiedział się od nas. Na zarzut, że porównuje homoseksualizm do zoofilii, wybuchnął śmiechem. - To tylko pokazuje, że rysunek jest słuszny i że udało mi się pokazać cały absurd tzw. związków partnerskich - powiedział portalowi Fronda.pl.

Rysownik przypomniał, że w niektórych krajach już dziś otwarcie działają stowarzyszenia zoofilów i pedofilów, którzy domagają się legalizacji swoich zboczeń. - Jestem przekonany, że za kilkadziesiąt lat część z nich, zwłaszcza "miłośnicy zwierząt" osiągną swój cel – powiedział.

Andrzej Krauze jest czołowym polskim rysownikiem. Jego rysunki ukazują się w najbardziej znanych tytułach na świecie, takich jak "New York Times", "Sunday Telegraph", "Guardian", "Times", "Observer".

Krauze nie obawia się żadnych konsekwencji swojego rysunku. - Mieszkam i tworzę w Wielkiej Brytanii. Tutaj rysunki satyryczne (z wyjątkiem dotyczących tematyki islamskiej) traktuje się jak satyrę, a nie pole do walki – twierdzi rysownik. Kierownictwo "Rzeczpospolitej" nie chce komentować tej sprawy.

 

PB/JaLu

/