Propagator (czy może raczej propagandysta?) „Manify 2012” jest zdaje się zdumiewać tym, że według ks. Dziewieckiego, najbardziej skrajna forma przemocy w rodzinie to aborcja. W manifowym pisemku Kosela pisze: „Co do Kościoła katolickiego, to ten ustami ks. Marka Dziewieckiego szczytem przemocy w rodzinie nazywa nie bicie żony przez męża, a – uwaga! – aborcję.” 


- Nie wiem, skąd to zdumienie publicysty „Manify”, gdyż chyba nie tylko ja uznaję zabicie przez rodziców własnego dziecka za jeszcze bardziej okrutny przejaw przemocy w rodzinie niż nawet pobicie żony przez męża. W przypadku aborcji chodzi nie o pobicie, ale o zabicie i nie kogoś dorosłego, kto ma szansę się bronić, ale kogoś bezradnego, kto nie jest w stanie bronić siebie – odpowiada ks. Dziewiecki.


Ale to jeszcze nic, bo Kosela przypisał ks. Dziewieckiemu całkiem odwrotne stanowisko, niż to, które zajmuje on w kwestii przemocy w rodzinie. „Gazeta Manifowa” cytuje tekst kapłana: „krzywdzony małżonek (…) nie ma prawa do łamania własnej przysięgi małżeńskiej i do wchodzenia w nowy związek”.


Kościół katolicki oczywiście nie uznaje łamania przysięgi małżeńskiej, nawet w przypadku, kiedy robi to współmałżonek (pomijamy wyjątki, kiedy małżeństwo zostało zawarte w sposób nieważny), ale Kosela cytując tekst ks. Dziewieckiego całkowicie pomija on to, co duchowny mówi na temat prawa do obrony ze strony krzywdzonego małżonka.


Choć to obszerny fragment, to (nie)myślącym wybiórczo, jak pan Kosela, przytoczmy całość: „Zapobieganie dramatom małżeńskim to nie tylko solidniejsza formacja i weryfikacja narzeczonych. To także precyzyjne i szczegółowe wyjaśnianie – w ramach kursów dla narzeczonych – prawa do stanowczej obrony przed krzywdą w małżeństwie. Kościół nigdy nie zaakceptuje rozwodów, gdyż poważnie traktuje człowieka, który składa przysięgę małżeńską, ale akceptuje możliwość separacji, gdyż równie poważnie traktuje cierpienie krzywdzonego małżonka. Obowiązkiem kapłana przygotowującego do sakramentu małżeństwa jest wyjaśnianie, że po zawarciu małżeństwa małżonek wcale nie jest własnością drugiej osoby i że także w małżeństwie obowiązuje zasada: to, że kocham ciebie, nie daje ci prawa, byś mnie krzywdził. Im więcej narzeczeni wiedzą o prawie do obrony przed krzywdą do separacji włącznie, tym wcześniej i tym bardziej stanowczo mają szansę interweniować w obliczu pierwszych przejawów kryzysu współmałżonka. Wiedzą bowiem, że żadna „klamka nie zapadła”, gdyż miłość to bycie dobrowolnym darem, a nie naiwną ofiarą. Z kolei dla małżonka, który wchodzi w kryzys, świadomość, że ta druga strona nie jest naiwna, stanowi najlepszą motywację do tego, by czuwać nad sobą i by przezwyciężać swoje słabości. Im więcej narzeczeni wiedzą na temat mądrej miłości oraz na temat prawa do obrony przed krzywdą w małżeństwie, tym mniej będzie rozpadu małżeństw i osób porzuconych.

 
Ważnym zadaniem Kościoła jest wyjaśnianie małżonkom, że w obliczu poważnego kryzysu ich związku należy szukać rozwiązań mądrych i uczciwych, a nie rozwiązań łatwych. Oznacza to, że krzywdzony małżonek ma prawo do obrony, do wezwania policji, rozdzielności majątkowej i separacji włącznie, ale nie ma prawa do łamania własnej przysięgi małżeńskiej i do wchodzenia w nowy związek. Gdy już dochodzi do rozpadu małżeństwa, wtedy zwykle ten, kto bardziej zawinił, nie ma skrupułów i nie tylko porzuca małżonka oraz dzieci, ale też wchodzi w nowy związek, dopuszczając się cudzołóstwa. Osoba pokrzywdzona i porzucona pragnie zwykle zachować wierność przysiędze małżeńskiej. Obie strony potrzebują pomocy duszpasterskiej, ale strona porzucona powinna mieć w tym względzie pierwszeństwo i ma prawo oczekiwać większej pomocy.” (Przewodnik Katolicki, nr 9/2008, s. 24-25).


Z lektury powyższego tekstu, pan Kosela, który nota bene podpisuje się jako doktorant Uniwersytetu Opolskiego, wyciągnął następujący wniosek: „W praktyce dla kobiet to stanowisko oznacza jedno – podtrzymywanie i sankcjonowanie przemocy.” - Istnieją tylko dwie możliwości wytłumaczenia, jak to możliwe, że P. Kosela przypisuje mi stanowisko dokładnie odwrotne od tego, jakie zawarłem w analizowanym i cytowanym przez niego tekście: albo ideolog „Manify” jest niedorozwinięty intelektualnie i w konsekwencji nie jest w stanie zrozumie tego, co czyta, albo też świadomie kłamie i z premedytacją wprowadza w błąd swoich czytelników – komentuje ks. Marek Dziewiecki.


- Powyższa sytuacja to jeszcze jedno potwierdzenie tego, że ludzie, którzy są inspiratorami i organizatorami „Manify”, czują się aż tak bardzo pewni swojej bezkarności, że nie wahają się kłamać publicznie i na piśmie, byle tylko uzasadnić „słuszność” ideologii, którą głoszą – konstatuje ks. Dziewiecki i zdecydowanie dodaje, że nie pozwoli, by publicyści „Gazetki Manifowej” bezkarnie kpili sobie z Kościoła katolickiego, a jemu przypisywali twierdzenia odwrotne do tych, które głosi.


Marta Brzezińska