Jak opowiedział „Newsweekowi” anonimowy informator, przez biuro kontrowersyjnej Sylwii Spurek przewinęło się już wiele osób. Średnio zatrudniona osoba ma wytrzymywać około pół roku i kończy pracę znerwicowana, ponieważ – jak się okazuje - największym problemem Spurek są jej relacje ze współpracownikami.

W artykule na łamach tygodnika "Newsweek" wypowiadają się m.in współpracownicy z jej biura. Zdradzają oni informacje, które mogą co najmniej szokować. Chodzi mianowicie o wymagania, jakie europosłanka miała stawiać przed pracownikami, a niektóre z tych wymagań dotyczą pokarmów spożywanych przez pracowników... Jak bowiem donosi informator tygodnika Spurek miała zabraniać jedzenia …. kanapek z jajkiem, ponieważ ona deklaruje się jako weganka, to ma nie tolerować spożywania przez jej współpracowników produktów pochodzenia zwierzęcego.

Sama Spurek postanowiła odnieść się do tych doniesień.

- Może jestem po prostu wymagająca? Najwięcej wymagam od siebie i za wszystko ponoszę osobistą odpowiedzialność - stwierdziła Spurek.

- Jako pracodawczyni nie mam prawa pytać o to, czy ktoś je zwierzęta. Natomiast jeśli ktoś umawia się ze mną na kolację i pyta, czy nie będzie mi przeszkadzało, gdy zamówi steka, to odpowiadam, że owszem, będzie. Nie mogę dawać takiej osobie komfortu, że zadawaniem cierpienia zwierzętom dla własnych zachcianek jest ok - powiedziała Sylwia Spurek.


mp/newsweek, se.pl