"Jeśli polityk nie ma możliwości oddziaływania na rzeczywistość, to po co ma startować w wyborach?"-zastanawiał się Ryszard Petru w rozmowie z "Dziennikiem Gazetą Prawną".
Petru ogłosił, że nie wystartuje w jesiennych wyborach parlamentarnych.
"W Polsce mamy do czynienia z falą totalnego populizmu, szczególnie gospodarczego. Niestety nie jestem w stanie przeciwstawić się tym tendencjom tak skutecznie, jak bym chciał. Zawsze byłem wierny swoim przekonaniom i potrafiłem iść pod prąd. Dlatego nie zamierzam brać udziału w licytacji na populizm i nie będę startował"- podkreślił były lider Nowoczesnej w rozmowie z "DGP". Jak zapowiedział, zamierza teraz "wrócić do biznesu".
"Jak każdy normalny człowiek, nieoderwany od rzeczywistości, będę pracował i zarabiał na życie. Po prostu wracam do biznesu"-powiedział polityk. Ryszard Petru poinformował również, że zawiesza zbieranie podpisów pod projektem ustawy uwalniającej handel w niedziele.
"Procesy, procesy, które wytoczyli mi politycy PiS, w tym Jarosław Kaczyński, będę nadal prowadził. To, czym należy się martwić, to polska gospodarka – niestety ani PiS, ani opozycja chyba nie zdają sobie sprawy, jak szkodliwe na dłuższą metę będzie rozdawnictwo PiS. Przyjdą gorsze czasy w gospodarce. Ten, kto wygra wybory, będzie musiał zapłacić rachunki PiS z 13. emeryturą i 500 zł na każde dziecko na czele"-wskazał.
Nie myliliśmy się zatem, pisząc, że Petru podzieli los Janusza Palikota i jego ugrupowania. Jedno, co można napisać, to że w polskim parlamencie będzie mniej śmiesznie.
yenn/DGP, Fronda.pl