Kilka miesięcy temu głosami nieco ponad dwustu posłów koalicji podeptano głos ponad miliona rodziców walczących o prawo do wychowywania swoich dzieci. Część z posłów argumentowała swój sprzeciw wobec wniosku referendalnego niefortunnym sposobem sformułowania proponowanych w referendum pytań. Niestety głosowanie nad drugim, poprawionym już wnioskiem, pomimo tego, że zawierał on propozycję jednego, prostego pytania - pokazało, że większość sejmowa jest przeciwko obywatelom. Ci, którzy wcześniej swój sprzeciw motywowali złym doborem słów, mogli udowodnić szczerość swoich intencji. Jak wyszedł ten sejmowy test hipokryzji - wiedzą Państwo sami.

„Władza zwierzchnia w Rzeczypospolitej należy do Narodu” - czy rozpoznają Państwo te słowa? To Konstytucja Rzeczpospolitej Polskiej. „Sejm może postanowić o poddaniu określonej sprawy pod referendum z inicjatywy obywateli, którzy dla swojego wniosku uzyskają poparcie co najmniej 500.000 osób” - to z kolei fragment ustawy o referendum ogólnokrajowym. Odrzucenie wniosku podpisanego przez ponad milion osób było ciosem w istotę społeczeństwa obywatelskiego i zamachem na fundamenty demokratycznego państwa.

Dzisiaj, stając w obronie narodu ukraińskiego, polscy parlamentarzyści wypowiadają tak wiele pięknych słów o znaczeniu demokracji. Jednocześnie zaś robią wszystko, aby odmówić własnym obywatelom prawa do głosu. Niestety lęk przed ich samodzielnym zdaniem wziął górę nad zdolnością prowadzenia dialogu władzy ze społeczeństwem. Czy głos miliona polskich obywateli, których ponoć reprezentują, dociera jeszcze do ich uszu? Czy potrafią słuchać, czy już tylko rozkazywać?

Wniosek referendalny nie jest zamachem na proponowane przez rząd zmiany systemowe. Jeśli postulowane przez rząd rozwiązania są słuszne, to z pewnością się obronią. I to niezależnie od faktu, że raport Najwyższej Izby Kontroli nie pozostawił na sposobie wprowadzanie reformy suchej nitki...

Skąd więc ten opór? Podobno zorganizowanie referendum to olbrzymie koszta. Jeśli jednak referendum przeprowadzilibyśmy w dniu wyborów do Parlamentu Europejskiego, to po pierwsze koszt spadłby niemal do zera, a po drugie moglibyśmy liczyć na zwiększenie frekwencji wyborczej.

No tak, ale o czym ja piszę? Przecież żadnego referendum nie będzie. W końcu mamy demokrację, prawda?

Jacek Żalek