Lat temu 25 większości Polakom zdawało się, że już na zawsze pożegnano jedno z najbardziej upokarzających polskie społeczeństwo zjawisk – arogancję władzy. Że postawa całkowitego lekceważenia wszelkich norm prawnych i moralnych przez rządców PRL,  stanowi nieodłączną cechę systemu komunistycznego. Zakładaliśmy więc, że wraz z obaleniem komunizmu znikną bezpowrotnie – klucz partyjny, nepotyzm, kolesiostwo. Że po odzyskaniu  przez Polskę wolności i wejściu na drogę demokracji, wymienione przez chwilą patologie będą tylko czarnym snem przeszłości. Dziś widać, że było to jedno ze złudzeń. Najbardziej przykrych. Rozczarowanie jest tym bardziej bolesne, że arogancja spotyka nas nie ze strony dawnej nomenklatury komunistycznej – ta daje sobie z powodzeniem radę, dzięki swojemu oślizłemu cwaniactwu i wyrachowaniu - lecz ludzi, którzy 25 lat temu zapowiadali budowę państwa opartego na regułach występujących w zachodnich demokracjach. Że dziś postawy pełne arogancji stosują elity władzy, zarówno szczebla centralnego jak i lokalne, głoszące kiedyś ideały „Solidarności”, wedle których władza służy obywatelom, nie jest zaś narzędziem do pomnażania prywatnych fortun,  kosztem doprowadzenia własnego społeczeństwa do stanu powszechnego ubóstwa. Poprzez pozbawianie ludzi pokrzywdzonych przez los wsparcia finansowego państwa, niezbędnego na ich leczenie lub podstawową opiekę nad chorymi bądź niepełnosprawnymi.

Uosobieniem takiej postawy są rządy Platformy Obywatelskiej w stolicy kraju, zarządzanej od ośmiu lat przez jedną z liderek tej partii, Hannę Gronkiewicz-Waltz. Skupię się tylko na jednej rzeczy. Na nominacjach na stanowiska w radach nadzorczych i zarządach spółek komunalnych. Przy obsadzie tych funkcji prezydent Warszawy HG-W lekceważy całkowicie wymóg o wymaganych kompetencjach nominowanych. Nie przejmuje się też zaleceniem NIK, że o obsadzie powinny decydować wyniki konkursów. – Niech sobie Izba zaleca konkursy – odpowiada na to prezydent Warszawy. -  Niech wydaje negatywne opinie. Że ludzie na mieście gadają? Że wszystko obsadzam swoimi. I co? Może mam się tym przejmować?   Dla mnie najważniejsze, to dbać o radnych – członków mojej  partii. To oni i ich rodziny później na mnie glosują, a nie ci z NIK – utwierdza się w swoich decyzjach HG-W.     

A jeśli moje zarzuty są bezzasadne? Może łatwiej się rządzi wtedy, gdy np. trzeba wprowadzić zmiany ze szkodą dla mieszkańców, a prezes spółki z konkursu mógłby się stawiać pani prezydent? Przy obecnym stylu zarządzania, wystarczy wydać polecenie partyjne, albo jak Ewa Kopacz zagrozić, że dla protestującego w następnych wyborach zabraknie miejsca na listach PO do Rady Warszawy.

Jerzy Jachowicz

Źródło: www.sdp.pl