Tomasz Wandas:: Skąd zmiana retoryki Komisji Europejskiej? Czyżby wystraszono się mocnych słów Premier, czy po prostu wcześniej mieliśmy fałszywą informację o tzw. ultimatum KE?

Jadwiga Wiśniewska (Europoseł PiS): Nie ulega wątpliwości, że zmiana tonu Komisji to konsekwencja wydarzeń, które miały miejsce podczas piątkowego posiedzenia Sejmu. Mocne wystąpienie premier Beaty Szydło oraz stanowczo wyrażone w sejmowej uchwale przypomnienie znaczenia słowa suwerenność - pojęcia, o którym UE i PO już dawno zapominały - wyraźnie stłumiło zapał unijnych komisarzy do ingerowania w instytucjonalne sprawy Polski. Pokazało to, że dla polskiego rządu siła Unii Europejskiej zależy od siły jej państw członkowskich, a nie od siły brukselskich urzędników. Nic dziwnego, że podczas poniedziałkowej konferencji prasowej rzecznik Komisji wyraźnie zaznaczył, że KE nie formułowała wobec Polski żadnego ultimatum - toczy się między nimi konstruktywny dialog równorzędnych stron.

Czy dojdzie w końcu do kompromisu i Timmermans przedstawi projekt PiSu? Jeśli tak, to czy PO zagłosuje "za"?

Jestem przekonana, że do takiego uzgodnienia stanowisk na linii Warszawa-Bruksela dojdzie. W zeszłym tygodniu premier Beata Szydło przeprowadziła rozmowę telefoniczną z wiceprzewodniczącym KE Franem Timmermansem. Wyraził w niej zadowolenie z postępów w dialogu - dialogu, a nie negocjacjach - w sprawie TK, jaki toczy się pomiędzy większością parlamentarną a opozycją. W Polsce nikt nie ma wątpliwości co do tego, że Trybunał Konstytucyjny powinien być instytucją transparentną i reprezentatywną, a krajowe ustawy muszą odpowiadać wymogom praworządności. Oba te stanowiska nie stoją ze sobą w sprzeczności. Mam nieustanną nadzieję, że opozycja zrozumie wreszcie, jak szkodliwe dla Polski były jej dotychczasowe działania zarówno w Parlamencie Europejskim, jak i w Komisji. Obawiam się jednak, że w pewnych środowiskach troska o interes partyjny zawsze będzie stała ponad troską o dobro wspólne. Zachowanie poseł Pomaski, która na piątkowym posiedzeniu Sejmu porwała projekt uchwały o suwerenności Polski stanowi tego najbardziej wymowny przykład.

Po co wtedy opozycji będzie cały KOD? Czy nie będzie musiała poszukać innych pół do popisu?

Komitet Obrony Demokracji jest wygodnym narzędziem w rękach opozycji, za pomocą którego może ona w sprzyjających sobie mediach - zwłaszcza zagranicznych - uwiarygodnić swoją narrację. Napędzanie działalności KOD poprzez straszenie końcem demokracji w Polsce stało się już normą, na którą powoli przestaje się zwracać większą uwagę. Nieustannie powtarzane przez to środowisko zarzuty naruszania podstawowych swobód obywatelskich nie wytrzymują konfrontacji z rzeczywistością: przebieg żadnego z marszy KODu nie jest zakłócany przez władzę, która rzetelnie informuje o frekwencji oraz przebiegu - w przeciwieństwie do samych organizatorów. Jestem jednak przekonana, że coraz więcej osób dostrzega, że KOD ma więcej wspólnego z demagogią niż demokracją.

Jaką rolę w tym teatrze odegrali/odgrywają Panowie Petru i Schetyna?

Ryszard Petru wraz z Grzegorzem Schetyną za wszelką cenę starają się zbudować swój polityczny kapitał kosztem reputacji Polski. Występując przeciwko własnej ojczyźnie na arenie międzynarodowej sami siebie przesunęli na margines sceny politycznej. Bez cienia wątpliwości można powiedzieć, że ich metody działania dowodzą wyłącznie politycznej desperacji. Tę diagnozę najlepiej potwierdzają ostatnie sondaże, zgodnie z którymi Platforma Obywatelska i Nowoczesna nieustannie tracą poparcie.

Skąd się biorą opinie, jak ta ostatnia wypowiedziana przez Billa Clintona, czy ktoś podsuwa mu/im pod nos Gazetę Wyborczą i ten na podstawie jednego artykułu w niej zawartego wydaje opinię, czy naprawdę tak myśli/ą?

Słowa Billa Clintona sugerujące, że Polska i Węgry nie dorosły do wymagań demokracji, były obraźliwe dla obywateli obu państw. Niestosowność tej wypowiedzi jest tym większa, że została wypowiedziana w toku walki wyborczej, a równocześnie podważa słuszność demokratycznej decyzji obywateli Polski i Węgier. Chciałabym traktować ten komentarz w kategoriach niefortunnego komentarza wyrażonego bez pełnego rozeznania sytuacji w Europie Środkowej, a nie poglądów reprezentowanych oficjalnie przez męża jednego z kandydatów na prezydenta Stanów Zjednoczonych. 

 

Bardzo dziękuję za rozmowę