Jak wyglądała przemiana aktywnego demokraty w dżihadystę? Ta historia przeczy stereotypowi dżihadystów jako ludzi opętanych - pisze "Financial Times"

Ahmed al-Darawy urodził się w inteligenckiej rodzinie, dorastał na bogatych przedmieściach Kairu. Jego siostra studiowała na drogim Amerykańskim Uniwersytecie w stolicy Egiptu. On sam uczył się na wydziale prawa w akademii policyjnej.

Po wielu latach pracy jako policjant Ahmed zrzucił mundur i został menedżerem ds. sprzedaży w dużej firmie telekomunikacyjnej Haytham. Praca w policji wydawała mu się zbyt brutalna. Zresztą na nowym stanowisku bardzo dobrze zarabiał.

Pod koniec 2010 r. dołączył do rewolucjonistów. Jego koledzy wspominają, że był bardzo otwartą osobą, a jego przekonania były wyważone. Dzięki dużej charyzmie bardzo szybko stał się jednym z liderów demonstracji na placu Tahrir w 2011 r., które doprowadziły do obalenia prezydenta Egiptu Hosniego Mubaraka. - Ahmed mówił mi, że dzięki tym wydarzeniom zostanie napisana nowa lepsza przyszłość kraju – mówi jego brat, Haytham.

"Jednak al-Darawy nie był marzycielem śniącym o zmianach. Przecież nie tylko pracował jako policjant - był też przedstawicielem sektora prywatnego i dobrze wiedział, jak mają się sprawy w Egipcie" - podkreśla "Financial Times". "Zaproponował szereg reform, które miały zmienić Egipt" - dodaje serwis.

Gdy w Egipcie zorganizowano wybory, Ahmed w nich wystartował i poparł koalicję lewicową. Mimo, że podobno dostał najwięcej głosów w regionie, według oficjalnych wyników wygrał je ktoś inny. Mówiło się nawet o sfałszowaniu głosowania. Ta sytuacja bardzo sfrustrowała Ahmeda.

W wyborach prezydenckich w 2013 r. Ahmed popierał jednego z byłych liderów Bractwa Muzułmańskiego, który po egipskiej rewolucji zaczął wyznawać idee liberalne. Jego kandydat odpad jednak już w pierwszej turze głosowania. Dodatkowy, negatywny wpływ na Ahmeda miały też konflikty, do których zaczęło dochodzić między ludźmi, którzy jeszcze dwa lata wcześniej stali ze sobą ramię w ramię na placu Tahrir.

Egipcjanin zaczął interesować się sytuacją w Syrii i działaniami jej prezydenta Baszara al-Asada wymierzonymi przeciwko obywatelom tego kraju. „Wielokrotnie powtarzał, że czuje, iż musi coś z tym zrobić, ratować tamtejszą ludność. Zaczął mieć obsesję na tym punkcie. Jego znajomi mówią, że z serdecznego człowieka zmienił się w samotnika. - Wszyscy toniemy w śmierdzącym bagnie – mawiał” - cytuje „GW” za "Financial Times".

Jesienią 2013 r., został zwolniony pracy. Wtedy też ślad po nim zaginął. Po kilku miesiącach Ahmed niespodziewanie skontaktował się z bratem przez internet. - Prosił, bym zaopiekował się naszymi rodzicami. Nie pomyślałem nawet, że to jego pożegnanie - mówi Haytham.

Nie wiadomo, co działo się z Ahmedem, od kiedy zniknął. Według ustaleń jego brata, dołączył on do grupy dżihadystycznej Jabhat al-Nusra, która walczyła przeciwko siłom syryjskim. Później został jednym z przywódców Państwa Islamskiego. Zginął podobno 29 maja br. w Iraku.

Jak twierdzą terroryści, poniósł śmierć w zamachu samobójczym. Informację o jego zgonie ujawnili już w październiku, ale dopiero teraz historia Ahmeda obiega świat.

Transformację aktywisty opisuje się jako desperacki krok wywołany konfliktami przetaczającymi się w ostatnich latach przez świat arabski i rozczarowaniem na skutek braku zmian.

ed/Financial Times, Gazeta.pl