Biorąc pod uwagę dramatycznie złą sytuację ekonomiczną w wielu krajach Afryki i stosunkowo niewielkie finansowe koszty wsparcia niektórych reżimów, nie można się dziwić, że Moskwa angażuje się w pomoc kolejnym państwom z Czarnego Lądu. Zwłaszcza, że przywódcy afrykańscy wiedzą, że mogą jechać prosić o pomoc na Kreml, a strona rosyjska nie będzie od nich wymagała poszanowania demokracji i praw człowieka. Cena za finansową i wojskową pomoc Moskwy to na ogół umożliwienie dostępu do złóż surowców mineralnych firmom z Rosji.

Od kilku lat Rosja staje się coraz aktywniejsza w Afryce. Najczęściej w zamian za koncesje na minerały czy wpuszczenie wojskowych rosyjskich Moskwa udziela lokalnym reżimom pomocy finansowej, ale też siłowej. Tak stało się z Sudanem, gdzie rosyjscy najemnicy wspierają aparat bezpieczeństwa prezydenta Baszira. Ale niedaleko leży inny kraj, który też ogarnęły antyrządowe protesty i który szuka pomocy na Kremlu.

W połowie stycznia wizytę w Moskwie złożył Emmerson Mnangagwa. Prezydent Zimbabwe nie krył, że poleciał do Rosji, żeby uzyskać kredyty. Kiedy gościł na Kremlu, w Zimbabwe trwał drugi dzień trzydniowego strajku generalnego zorganizowanego przez największą federację związków zawodowych. W weekend prezydent zdecydował bowiem o podniesieniu cen paliwa o 150 proc. Już gdy wyjechał z kraju zamieszki uliczne wywołane fatalną gospodarką ekonomiczną rządu doprowadziły do śmierci już co najmniej ośmiu osób. To największe niepokoje społeczne w Zimbabwe od sierpnia 2018 roku. Problemy ekonomiczne trwają już od dwudziestu lat. W ostatnich miesiącach sytuacja uległa jednak znacznemu pogorszeniu; w kraju brakuje paliwa, przed stacjami benzynowymi ustawiają się kilometrowe kolejki.

Wizyta w Rosji była planowana jeszcze przed wybuchem protestów. O tym, że chce zabiegać w Moskwie o pomoc finansową Mnangagwa mówił w wywiadzie dla RIA Novosti przed spotkaniem z Putinem. Jednak po spotkaniu w oficjalnym komunikacie Kreml nie wspomniał nic o możliwości udzielenia kredytów Zimbabwe. Na początku rozmowy Putin powiedział jedynie, że Rosja jest „gotowa zrobić wszystko, co od nas zależy” aby zwiększyć współpracę z Zimbabwe. We wspomnianym wywiadzie Mnangagwa zaprosił rosyjskie firmy do dyskusji na temat inwestowania w projekty naftowe i gazowe w jego kraju, jak też w cały sektor energetyczny. Wizyta w Rosji nie była bezowocna. 14 stycznia światowy gigant wydobycia diamentów Alrosa ogłosił plany powrotu do Zimbabwe, aby rozwijać nowe wydobycie ze wsparciem rządu. Po rozmowach na Kremlu oba kraje podpisały też porozumienia, m.in. wspólny projekt dotyczący platyny. Zapewne w najbliższym czasie pojawi się informacja o rosyjskiej pomocy dla rządu w Harare.

W grudniu 2018 r. Alrosa otworzyła biuro w Zimbabwe. W lutym do tego kraju mają przybyć geologowie i inżynierzy górnictwa z Alrosy. Choć kraj jest bogaty w diamenty, polityka Mugabe wypłoszyła wielkich graczy. Na przykład Grupa Rio Tinto sprzedała swoje udziały w projekcie w Zimbabwe w 2015 r. Z kolei De Beers wyszła z tego kraju ponad dekadę temu. Alrosa wstrzymała tam działalność w 2016 r. Obecny rząd rozważa uchylenie prawa uchwalonego jeszcze za czasów Mugabe, które zabrania zagranicznym inwestorom posiadać pakiety kontrolne w kopalniach diamentów. Plany rządu przewidują dzięki temu zwiększenie wydobycia diamentów z 3,5 mln karatów w 2018 roku do 12 mln karatów w 2023 r.

Warsaw Institute