Skoro nie da się przekonać dorosłych, trzeba zacząć przekonywać dzieci. „Nikt nie rodzi się homofobem, transfobem czy seksistą. Dzieci mają zdroworozsądkowe podejście do tych spraw, nie robią z tego sensacji. Problem zaczyna się wtedy, gdy dzieci uczą się nienawiści i pogardy, którą widzą w świecie dorosłych”. W jaki więc sposób trzeba dzieci edukować? Najlepiej ich językiem i za pomocą bohatera, z którym mogłyby się dzieci identyfikować. Na pomoc więc przybywa Ślimak Sam, tytułowy bohater książki dr Marii Pawłowskiej i Jakuba Szamałka, wydanej przez wydawnictwo „Krytyki Politycznej”.

Ślimak Sam jest przyjazny, wesoły, ma wiele przygód. Jest tylko jeden problem – ślimak tak bardzo lansowany przez liberalne media jest… transślimakiem. Choć o zmianie płci ślimaka w książce ani słychu. Wiadomo tylko, że chwilowo nie wie, czy jest chłopcem, czy dziewczynką. Przygody i spotykani bohaterowie mają mu pomoc w określeniu własnej płci. Cóż, bardziej widać tu obojnactwo, niż transseksualizm, ale to pierwsze słabiej w mediach się sprzedaje. Transseksualny ślimak – to dopiero młot na stereotypy. „Tą książeczką chcieliśmy dać odpór powszechnemu, ale błędnemu przekonaniu, że przyroda wygląda tak, jak opisuje ją Biblia w kontekście arki Noego. W tej wizji mamy dwoje heteroseksualnych osobników danego gatunku, którzy wiążą się na całe życie i żyją długo i szczęśliwie, tak jak w disnejowskich kreskówkach. Człowiek powinien zrobić to samo, a jeśli tego nie robi, to wtedy „odchodzi od natury”, zachowuje się „nienaturalnie”, „nienormalnie”, a więc - zgodnie z logiką tego dyskursu - niemoralnie. Tymczasem konserwatywne założenie dotyczące powszechnej heteroseksualności jest fałszywe, bo w przyrodzie nie ma reguł” – wyjaśnia Szamałek. Przyroda i natura przeczą bowiem – zdaniem autorów – konserwatywnej wizji świata: „Wśród samych kręgowców jest ponad tysiąc gatunków, u których zaobserwowano zachowania homoseksualne, a tylko jeden, u którego zaobserwowano zachowania homofobiczne. Tym gatunkiem jesteśmy my, ludzie, czyli Homo sapiens” – przekonuje Maria Pawłowska. Zwierzęta nie są zdolne do oceny moralnej rozmaitych zachowań, więc wyciąganie takich wniosków jest zbyt daleko idące. Na szczęście też nie potrafią mówić, bo gdyby potrafiły, to jeszcze doniosłyby o swojej homofobii. Więc na razie żyjemy w przeświadczeniu, że ślimaki i inne mięczaki homofobami nie są. Nie to, co katolicy.

Bo jakże mogło być inaczej w „silnie sklerykalizowanym społeczeństwie”, gdzie religia w szkołach rozpanoszyła się na dobre i wypiera z planów lekcji inne przedmioty. „ W szkole jest więcej katechezy niż biologii, a elementy katechezy katolickiej występują nawet na „świeckich” przedmiotach, takich jak wychowanie do życia w rodzinie. Dzieci uczone są wrogości do osób homoseksualnych czy transpłciowych, mówi się im, że za gwałt odpowiada kobieta”. Ślimak Sam nie tylko więc obali stereotypy i uprzedzenia, ale też przy okazji wesprze kampanię „Świecka szkoła”: „Nasza książeczka ma być przeciwwagą dla kościelnej homofobii i transfobii, choć oczywiście nie mamy takiego zasięgu i nie jesteśmy finansowani z budżetu państwa”. Zwolennicy ślimaków powinni teraz tłumnie podpisać listy o zmianę ustawy konkordatowej. Może dzięki temu uda się zebrać sto tysięcy podpisów.

Problem transpłciowości, choć dotyka niewielkiego ułamka procenta osób, został rozdmuchany przez liberalne media do niemal problemu ogólnonarodowego. Za każdym rogiem czają się bowiem homo- i transfobicznie nastawione osobniki, które tylko czekają na to, żeby dyskryminować osoby mające problem z własną płcią. I dlatego książeczka o Ślimaku ma być przede wszystkim „szczepionką na stereotypy dotyczące mniejszości seksualnych”. Uczyć ma też szacunku do innego człowieka. Dziwny jest ten szacunek w wydaniu autorów przygód Ślimaka. Mniejszości seksualnych obrażać nie można, bo to brak szacunku, można za to bezkarnie uderzać w katolików, choćby nazywając Pismo Święte książką, którą osoby wierzące „uznają za świętą”. Szacunek do drugiego człowieka i wyznawanej przez niego religii przejawia się także w tym, że jeśli już coś krytykujemy, to dobrze wiedzieć co. W wywiadzie z autorami zamieszonym na stronie gazeta.pl znaleźć można bowiem taki oto kwiatek: „nie da się pogodzić biologii z teorią o niepokalanym poczęciu”. Autorzy chyba nie do końca znają „teorię o niepokalanym poczęciu”. Ona odnosi się do Maryi (Matka Boża nie została skalana grzechem pierworodnym). Autorzy myśleli zapewne o dziewiczym poczęciu Jezusa. Ale w końcu czy czytelników gazety.pl zajmują takie teologiczne subtelności?

Jako że dobrze widziane jest ostatnio atakowanie prezydenta elekta Andrzeja Dudy, autorzy nie omieszkali również i troszkę jego zaatakować. Jako zwolennicy małżeństw jednopłciowych i adopcji dzieci przez takie pary nawiązali rzecz jasna do wypowiedzi prezydenta z kampanii: „Prezydent elekt zapytany o to, czy zatrudniłby osobę homoseksualną, odpowiedział, że tak, o ile ta osoba nie będzie biegać półnago po kancelarii. Ręce opadają! Nie chce się wierzyć w taki poziom ignorancji, i to na samym szczycie władzy”. Ręce, proszę państwa, to opadają na widok osób homoseksualnych, które tak bardzo chcą wszystkim powiedzieć, z kim sypiają, że prawie nago (od pasa w górę) paradują po ulicach. Cóż, na razie po ulicach, a kto wie, czy za czas jakiś nie po biurowych korytarzach. Ostatnia Parada Równości doskonale pokazała, do czego osoby homoseksualne zdolne są się posunąć. Czyżby Andrzej Duda prorokiem był?

Autorzy nie wyjaśnili niestety, jakie motywy nimi kierowały, kiedy na bohatera książeczki wybierali ślimaka. Gdyby chcieli uczyć o hermafodytyzmie, to byłoby trafiony przykład. Co ma ślimak do transseksualistów? Ale w końcu w epoce gender wszystko jest możliwe. Prawie jak w tym wierszyku dla dzieci: „Bawię się z kim chcę, robię to, co chcę, płeć nie ogranicza mnie. Czy jestem dziewczynką, czy jestem chłopakiem, mogę być pilotką, mogę być  ślimakiem”. O, przepraszam, miało być strażakiem. Jeszcze ktoś o ślimakofobię gotowy mnie oskarżyć.

Małgorzata Terlikowska