Chodzi oczywiście o Zaolzie. Polacy walczą tu o przetrwanie: zaraz po II wojnie światowej naszych rodaków było tu ponad 130 tys. i stanowili większość na owej południowej części Śląska Cieszyńskiego. W spisie powszechnym przed dziewięciu laty polskość deklarowało już jedynie 60 tys. osób. Nie znane są jeszcze wyniki spisu przeprowadzanego w tym roku, ale jest prawie pewne, że liczba Polaków-Zaolziaków będzie jeszcze mniejsza. Grupa polskich działaczy kilka miesięcy temu wymyśliła akcję pod hasłem „stawiam na polskość”. Na plakatach i internetowych banerach pojawili się   górale i Ślązacy z Zaolzia. Wśród owych „krzepicieli narodowego ducha” znalazła się popularna w Polsce piosenkarka Ewa Farna pochodząca z Wędryni koło Trzyńca.

/

Trzeba przyznać, że polskie media i politycy robią sporo, aby polskość na tej ziemi nie była w modzie. Po pierwsze piętnowane jest w kółko zajęcie Zaolzia przez polskie wojsko w pażdzierniku 1938 roku. Nie było to rzeczywiście najlepsze posunięcie polityczne, bo staliśmy się w oczach opinii światowej wspólnikami Hitlera w rozbiorze Czechosłowacji. Pamiętajmy jednak, że Polacy stanowili większość mieszkańców na całym Śląsku Cieszyńskim, mieliśmy etniczne prawa do tych ziem. Czesi z kolei twierdzili (i twierdzą do dziś), że polonizacja tych ziem nastąpiła w wyniku najazdu gastarbeiterów z Galicji. Władze nowonarodzonej Czechosłowacji chcieli przyłączyć cały Śląsk Cieszyński łącznie z Bielskiem i dlatego napadli na nas w styczniu 1919 roku. Nasz prezydent przeprosił za zajecie Zaolzia, ale w rewanżu żaden czeski prezydent, ani polityk wyższej rangi z tego kraju nie raczył wyrazić ubolewania powodu wcześniejszego najazdu na Polskę. Podczas walk Czesi zamordowali we wsi Stonawa dwudziestu polskich jeńców z 12 Wadowickiego Pułku Piechoty. Pamięć o tym wydarzeniu podtrzymują zaolziańscy Polacy. W Polsce o tym wydarzeniu wiedzą jedynie koneserzy historii, a upamiętnianie ofiar tej masakry traktuje się jako „oszołomstwo”. Czesi byli za słabi, żeby zająć Śląsk Cieszyński, ale Prezydentowi Masarykowi wystarczyło zręczności, żeby przekonać Zachód, że przynajmniej część tego regionu należy się Czechom. To właśnie politycy z Pragi byli bardziej zdeterminowani od miejscowych pobratymców, żeby tą ziemię przyłączono do Czechosłowacji. Na Zaolziu znajduje się zagłębie węgla kamiennego, a przez tamtejsze miasta przebiegała kolej, która łączyła Czechy, Morawy i Słowację. Nowo narodzone państwa po I wojnie światowej nie rozpieszczały swoich mniejszości narodowych. Tak było i z Polakami w Czechosłowacji. Spójrzmy więc z punktu widzenia zwykłych, polskich mieszkańców tych ziem: w 1938 roku cieszyli się z tego, że ich kraina wraca do Polski. Dziś także mają prawo do tego, by podkreślać polskość Zaolzia.


Po 1945 roku omal nie wywieziono tutejszych Polaków w zielonogórskie, co postulował jeden z komunistycznych polityków. Paradoksalnie w czasach komunizmu miejscowi Polacy nie asymilowali się tak szybko jak dziś w czeskim społeczeństwie, choćby z tego powodu, że rzadko wyjeżdżało się za pracą na drugi koniec kraju.  Poza tym sojusznikiem polskości była peerelowska telewizja; czeska była tak nudna i przesycona propagandą, że nie dało się jej oglądać. Maciej Szczepański, gierkowski szef TVP jako polonizator? Właśnie tak!

/

Dzisiaj Polaków z czeskiej strony granicy w Polsce ignoruje się w imię dobrych relacji z Pragą. Czasami słychać tylko o Zaolziu, gdy coś skrzypi: media co rusz podają informacje o zamazywaniu przez czeskich chuliganów polskich napisów na dwujęzycznych tablicach z nazwami miast i ulic. – Mam przyjaciół Czechów, ale im bliżej Pragi  tym jest ich więcej – żartuje Jan Ryłko, działacz Polskiego Związku Kulturalno-oświatowego z Jabłonkowa. – Tu sytuacja nie wygląda różowo i przyzwyczailiśmy się do tego – dodaje.

Rok temu czeska policja błyskawicznie przywołała do porządku nastolatków, którzy założyli stronę pt. „Nienawidzę Polaków” na Facebooku. Tyle tylko, że takie incydenty będą się zdarzać. – W sieci codziennie można znaleźć wobec nas komentarze w stylu „jak wam się nie podoba w Czechach to won do Polski skąd przyszliście”. Oni nie rozumieją, że to oni tu przybyli, a my jesteśmy na tej ziemi od wieków. Wystarczy przejść się na cmentarze, żeby zorientować się, że teoria o „galicyjskiej kolonizacji” to brednia. Ale czeskie szkolnictwo ciągle stoi na stanowisko „odwiecznej czeskości” Śląska Cieszyńskiego, więc trudno się dziwić, że spotykamy się z takimi reakcjami. Dzieci – nierzadko z polskimi korzeniami, które trafiają do takich szkół nie bardzo są kształcone w duchu tolerancji i znajomości historii lokalnej i to nastawia je wrogo do współziomków trwających w polskości – mówi Marian Siedlaczek, b. dziennikarz z czeskiego Cieszyna i jeden z realizatorów akcji „Stawiam na Polskość”. Czy rzeczywiście nie można wymóc na czeskich nauczycielach, żeby mówili prawdę o historii? Polacy zdobyli się na to, żeby zrezygnować z dogmatu o „odwiecznej piastowskości” Ziem Zachodnich. Polska nie ma też pomysłu na silniejszą łączność z miejscowymi Polakami: fundowanie stypendiów dla najzdolniejszych studentów chcących studiować w Polsce to prezent dla nielicznych. Józef Szymeczek, szef Kongresu Polaków w Czechach narzeka, że Polaków „zabija wolność”. Coraz częściej młodzi wyjeżdżają do Brna, Pragi czy Wiednia,  żeby zarabiać pieniądze. Zintegrować Polaków z Zaolzia, zwłaszcza tych młodych mógłby np. duży, dobry portal informacyjno-kulturalny. Państwo polskie mogłoby współsponsorować  powstanie takiego medium. 

/

 

Sami Czesi mało znają Polskę i myślą o niej stereotypowo. W Czeskim Cieszynie można spotykać wielu ludzi, którzy nigdy nie byli po polskiej stronie, choć tylko kilka kroków dzieli ich do zjawiskowej cieszyńskiej starówki. Po kryzysie z 2008 roku, kiedy czeska korona urosła w sile wobec złotówki zaczęły się wyjazdy Czechów do Polski na zakupy. Niektórzy z przerażeniem odkryli, że po polskiej stronie nie jest gorzej niż u nich (może z wyjątkiem dróg). Dużo dobrego robi cykliczna impreza Kino na Granicy, która urządzana jest co roku na początku maja w polskim i Czeskim Cieszynie. Organizatorka festiwalu Jola Dygoś twierdzi, że coraz więcej Czechów przychodzi na polskie filmy, choć gros gości imprezy to jednak Polacy. Ulubioną knajpą gości z polski jest „ U Huberta” – to stara robotnicza, lekko przaśna gospoda z hrabalowskim klimatem. Polacy eksplorują czesko pogranicze w najróżniejszy sposób, pora więc na to, aby odkryli też własnych rodaków żyjących po tamtej stronie.


Rafał Geremek