Z punktu widzenia bezpieczeństwa, wyrzucenie Polski ze strefy Schengen byłoby dla nas korzystne. Jednak na dłuższą metę tworzenie ministrefy zagroziłoby i nam.

Nie wiadomo, czy zmniejszone Schengen rzeczywiście powstanie. Możliwe, że wypuszczenie do mediów pogłosek o usunięciu niektórych krajów ze strefy ruchu bez kontroli granicznych było tylko pogróżką pod adresem tych, którzy nie chcą przyjmować imigrantów. Jednak równie prawdopodobne jest to, że takie plany naprawdę są. I nie byłoby to, przynajmniej na razie, takie złe.

W skład tworu, jakim byłoby minischengen weszłyby akurat te kraje, które mają wyjątkowo wysoki odsetek ludności muzułmańskiej i które w najbardziej ewidentny sposób nie radzą sobie z zaistniałym problemem. Łączy je też to (choć nie jest to w Europie wyjątek), że nawet w obliczu bezpośredniego zagrożenia zaklinają rzeczywistość, zamiast podjąć oczywiste działania. Minischengen byłoby po prostu Islamskim Państwem Francji i Niemiec (i kilku mniejszych krajów). Skoro sami zainteresowani chcą żyć w czymś takim, to proszę bardzo. Niech tam sobie wypuszczają dżihadystów z więzień, niech się zastanawiają, czemu terrorysta, który miał być w Syrii właśnie wysadza coś w środku Paryża, niech autorytety komentujące obrzucenie granatami wozu policyjnego tłumaczą, że to wina frustracji młodych ludzi, niech telewizyjni mędrcy zapytani o przemoc w islamie odpowiadają, że przecież krucjaty i inkwizycja, a w ogóle to pedofilia. A nasza chata z kraja. Wystarczy na granicy postawić tabliczki z trupią czaszką i napisem: wchodzisz na własne ryzyko.

Tyle tylko, że nie trwałoby to wiecznie. Zagrożenie w końcu mogłoby przelać się i do nas. Zresztą od początku cały układ miałby i minusy. Po pierwsze, małe Schengen może być próbą zamknięcia granic przed imigrantami i pozostawieniem przybyszów krajom spoza strefy. To akurat jeszcze nie koniec świata. Goście z Konga czy Bangladeszu nie po to jechali tysiące kilometrów, żeby wylądować we wsi pod Bańską Bystrzycą. Żeby nie wpuścić ich do Niemiec czy Holandii, trzeba by nowe Schengen otoczyć zasiekami. A i to nie musiałoby pomóc. Jednak po drugie - i ważniejsze – zmniejszanie strefy bez kontroli granicznych oznaczałoby nagłe wywracanie Unii Europejskiej do góry nogami. To cieszyć nie może. Nie jestem fanem UE w obecnym kształcie i uważam, że wymaga ona wielu reform, ale desperackie ruchy spowodowane strachem raczej działania wspólnot nie usprawnią. I Bóg jeden wie, do czego mogą doprowadzić.

Jakub Jałowiczor