Marnością jest pragnąć długiego życia, a nie starać się o życie dobre” - te słowa, które stały się mottem filmu przyświecały Pileckiemu cały czas. Dał temu wyraz w Auschwitz i w stalinowskim więzieniu.

Ochotnik do Auschwitz, powstaniec warszawski, uczestnik wojny 1920 r., działacz konspiracyjny w czasie wojny i po niej. Starając się zmieścić w jednym filmie biografię tak bogatą, jak ta rotmistrza Pileckiego, Mirosław Krzyszkowski zawiesił sobie poprzeczkę bardzo wysoko. Wyszło dobrze, w dużej mierze dzięki świetnej roli Marcina Kwaśnego.

Fabularyzowany dokument Krzyszkowskiego nie jest pierwszą próbą przeniesienia historii rotmistrza na ekran. Kilka lat temu powstał przejmujący dramat Teatru Telewizji autorstwa Ryszarda Bugajskiego pt. „Śmierć rotmistrza Pileckiego”. Trudno jednak porównywać oba dzieła. Bugajski skupił się na procesie i wyroku na Pileckiego. Krzyszkowski zaczyna opowieść od czasów, gdy mały Witek wspinał się na bocianie gniazdo i marzył, a kończy ją rozmowami z potomkami rotmistrza.

Jaki był Witold Pilecki? Często bywa tak, że wielkich czynów dokonują ludzie zwyczajni, a kiedy pozna się ich życie, trudno powiedzieć, dlaczego nagle zrobili coś bohaterskiego. Po prostu w chwili próby tak wybrali. Z Pileckim było inaczej. Zarówno życie rotmistrza, jak i pozostałe po nim zapiski ukazują go jako postać nietuzinkową, paradoksalne połączenie wrażliwego romantyka ze skutecznie działającym pragmatykiem. Pilecki był sprawnym menadżerem, który postawił na nogi zrujnowany majątek na Kresach, a jednocześnie przełożonym dbającym o swoich ludzi. Starsze białoruskie kobiety, z którymi w latach 90. udało się porozmawiać potomkom rotmistrza wspominały państwa Pileckich jako dobrych ludzi, a nie wyniosłych „panów Polaków”. Rotmistrz był gotów iść do obozu koncentracyjnego (choć nie do końca zdawał sobie sprawę, co to oznacza; radzono mu: nie mów, że jesteś polityczny, to ci nic nie zrobią), ale jako dowódca reduty podczas Powstania Warszawskiego nie rzucał się z szablą pod gąsienice Tygrysów, tylko skutecznie bronił placówki aż do 63. dnia walki. A przy tym wszystkim był człowiekiem niezwykłej wiary. Przez całe życie towarzyszyło mu dzieło Tomasza à Kempis „O naśladowaniu Chrystusa”. „Marnością jest pragnąć długiego życia, a nie starać się o życie dobre” - te słowa, które stały się mottem filmu przyświecały Pileckiemu cały czas. Dał temu wyraz w Auschwitz i w stalinowskim więzieniu.

Można Krzyszkowskiemu wytknąć pewne błędy w reżyserii sekwencji fabularnych. Można – i trzeba – mieć pretensje do instytucji kulturalnych, że nie raczyły dołożyć się do produkcji (nie mówiąc już o sfinansowaniu pełnometrażowej produkcji, na jaką historia Pileckiego zasłużyła). Jednak dokument o rotmistrzu jest wart zobaczenia. Bez żadnej przesady można powiedzieć, że Pilecki był jednym z największych bohaterów w historii Polski. Był chyba nawet kimś więcej. Wprawdzie na razie metropolita warszawski nie znalazł podstaw, by wszcząć jego proces beatyfikacyjny, ale czy można zrobić coś, co bardziej niż misja w Auschwitz wypełnia słowa Chrystusa o oddawaniu życia za przyjaciół?

Jakub Jałowiczor