Lewica i groteskowa pozycja nie ukrywają swoje radości z tego, że odsetek Polaków uczestniczących w mszach świętych maleje systematycznie od czterdziestu lat. Postawa lewicowców i krypto lewicowców nie dziwi, że swoje natury wspierają wszelkie niekorzystne zjawiska.

 

Laicyzacja to proces społecznie niekorzystny. Religia to instytucja kreacji kapitału społecznego, wspólnych dla całej zbiorowości norm etycznych, które wskazują, co jest dobre a co złe w życiu społecznym (np. które jasno określają, że nie wolno kraść, oszukiwać, mordować czy gwałcić).

Wspólne normy etyczne są niezbędne do prawidłowego funkcjonowania społeczeństwa i funkcjonowania takich instrumentów życia społecznego jak rynek (niezbędny do kreacji dobrobytu) – w sytuacji rozpadu norm społecznych spowodowanych laicyzacją kontrahenci przestają być uczciwi względem siebie, nagminnie się oszukują i okradają, co powoduje zamarcie współpracy gospodarczej (bez zaufania i współpracy rynek nie działa).

Brak wspólnych norm dezorganizuje życie społeczne. Ludzie pozbawieni wspólnych norm dbają tylko o to, co się im wydaje ich egoistycznym interesem. W rzeczywistości takie uleganie egoizmowi jest nie tylko destruktywne dla innych, ale i dla egoisty. Dzieje się to tak, bo interes całego społeczeństwa i interes jednostki można realizować tylko poprzez współpracę.

Środowiska lewicowe demagogicznie twierdzą, że laicyzacja Polaków spowodowana jest rzekomym zbytnim konserwatyzmem Kościoła katolickiego. Jest to nie prawda — niestety Kościół posoborowy zbytnio konserwatywny nie jest. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że posoborowy kler chętnie ucieka od trudnych tematów.

Po drugie, gdyby przyczyną laicyzacji katolików byłby zbytni konserwatyzm Kościoła, to w naturalny sposób powstawałyby wyrosłe z katolicyzmu wspólnoty schizmatyckie i heretyckie. A nic się takiego nie dzieje (np. wokół księdza Lemańskiego nie powstała żadna wspólnota liberalnych postsoborowców, zdolna do utrzymania tego kapłana, podczas gdy tradycjonaliści tworzą swoje wspólnoty czy to lefebrystów, czy wokół księdza Natanka, zdolne do utrzymywania swoich kapłanów i swoich budynków sakralnych, a nawet własnych palcówek edukacyjnych – co świadczy o tym, że nie ma zapotrzebowania społecznego na liberalny postkatolicyzm, a jest na tradycjonalizm i konserwatyzm).

Dowodem na brak społecznego zainteresowania modernizmem jest też brak przyrostu wiernych w liberalnych wspólnotach protestanckich, gdyby zbytni rzekomy konserwatyzm Kościoła katolickiego zrażał katolików, to by w naturalny sposób migrowali z katolickich kościołów do protestanckich zborów.

Trudno jednak wskazać przyczynę tego, że Polacy tracą potrzebę wiary w Boga. Może być tak, że część Polaków nigdy jej nie miała i bezrefleksyjnie, z powodu przymusu kulturowego, uczestniczyła w katolickich praktykach religijnych. Dziś presja kulturowa znikła i część Polaków niemających łaski wiary rezygnuje z aktywności, która i tak dla nich nie miała żadnego znaczenia.

Tradycjonaliści zapewne będą obwiniać za laicyzacje posoborowe patologie w Kościele. Były i są one niewątpliwie szkodliwe. Jednak problem polega na tym, że gdyby duchowni i świeccy w okresie II soboru watykańskiego, przed wprowadzeniem posoborowych patologii, naprawdę czuli potrzebę wiary, a nie bezrefleksyjnie uczestniczyli w rytuałach, to zapewne nie porzuciliby katolicyzmu, tak jak się to stało bardzo szybko po Drugim Soborze Watykańskim.

Inną oczywiście sprawą jest to, że można odnieść wrażenie, że w szeregach kleru pozostali, a nawet zdobyli dominująca pozycje, duchowni cierpiący na chorą awersję do katolicyzmu. Nie da się ukryć, że posoborowcy starają się nieustannie zniechęcić mnie (człowieka, który odkrył, że prawdziwe nauczanie Kościoła katolickiego jest wyartykułowaniem tego, co jest pragnieniem mojego rozumu i serca) do chodzenia do Kościoła. Jednak z drugiej strony nie da się ukryć, że moje poglądy na świat nie są zbytnio popularne, więc twierdzenie, że posobór zniechęca do Kościoła Polaków, byłby intelektualnym nadużyciem.

W obliczu postępującej laicyzacji, zjawiska społecznie szkodliwego, my katolicy pozostajemy z wyzwaniem jak skutecznie ewangelizować i uświadamiać ludziom potrzebę wiary w ich życiu. Nie mam niestety pomysłu jak skutecznie to robić, by odnieść sukces. Moim zdaniem jedyne co możemy robić, to robić wszystko, co możliwe. Ewangelizować i w duchu tradycji i w duchu charyzmatycznym. Dbać o obecność katolików w życiu społecznym i o rozwój relacji katolickich w rodzinie. Walczyć na wszystkich frontach, wszystkimi środkami, i ignorować porażki. Fanatycznie orać na ugorze. Nawet jak się nam nie uda w życiu doczesnym, to za walkę czeka nas nagroda w niebie.

Jan Bodakowski