"Nadchodzi dla Kościoła czas kary, a dla narodu czas słusznego gniewu i wyzwolenia. A będzie tą karą podporządkowanie Kościoła prawu jednakiemu dla wszystkich organizacji, równy z innymi organizacjami status" - pisze na swoim blogu Jan Hartman.

 

Krakowski filozof przekonuje, że trzeba odrzucić narrację, według której krytycy Kościoła powinni się o niego troszczyć.

"Dziś wyzwoliliśmy się z tej oślizłej manipulacji. Nie chcemy dobra Kościoła, atakujemy go otwarcie i ani nam się śni o niego troszczyć. Niech się Kościół troszczy i modli o dobro ukochanej przez siebie masonerii, skoro uważa, że zwalczanie zła i rzeczy złych nie przystoi. My, ludzie stojący na gruncie dobroci serca i sumienia, które każą być wyrozumiałym dla złodziejstwa i pedofilii, ale tylko do pewnych granic, nie pozwolimy już wmawiać sobie, że Kościół jest dobry i szlachetny, a tylko niektórzy ludzie Kościoła błądzą i grzeszą" - pisze.

"To kłamstwo. Kościół zawsze był i nadal jest systemowo zły, jego doktryny fałszywe, pełne pychy i często wprost nieludzkie, a dobroć zjawia się w nim rzadko i wyjątkowo, wyrastając jak kwiaty na bagnie. Kościół zawsze był siedliskiem zbrodni, pychy i rozpusty, zawsze zabijał, zawsze niewolił, zawsze niszczył, gnębił i dyskryminował. Jest wzorem i natchnieniem dla wszelkiego totalitaryzmu i ucisku aż po dziś dzień" - kontynuuje myśliciel.

"Są w końcu i tacy, którzy wierzą, że jakkolwiek zepsuty i ohydny, Kościół daje dostęp do życia wiecznego, a przeto trzeba z nim trzymać. Ale i to się kończy. Jeszcze kilka lat…" - zapowiada.

Wreszcie oskarża św. Jana Pawła II. "Apogeum rozpasania Kościoła – złodziejstwa i zboczenia – przypadło na lata pontyfikatu Jana Pawła II. To on był głową Kościoła i na niego spada odpowiedzialność za wszystkie potworności, które działy się pod jego nosem, tuż obok. Ich sprawcami byli nierzadko ludzie, których gorąco protegował i którzy z tej osłony korzystali, by gwałcić i kraść" - wskazuje.

Zdaniem Hartmana jest "śmieszne" twierdzenie, że św. Jan Paweł II nic nie wiedział, bo nie mówili mu o problemach jego współpracownicy (w tym kard. Stanisław Dziwisz). "To obrażać inteligencję i jego, i naszą [...]. W gazetach pisali, filmy kręcili, gadali i plotkowali po całym Kościele, a ten akurat głuchy jakiś i nic nie słyszał. Tak jak śmieszne jest w swej naiwności myślenie, że niewiedza cokolwiek usprawiedliwia. Gdyby Wojtyła nie wiedział, że Watykan jest zboczonym burdelem i siedliskiem mafii, to tym bardziej byłby winny" - przekonuje Hartman.

Jak pisze dalej filozof, mierzi go, że sam przez lata bał się krytykować św. Jana Pawła II, bo ściągnęłoby to na niego represje. Teraz już się nie boi i jest przekonany, że wkrótce z Polski znikać zaczną pomniki papieża, który - jak twierdzi - stał na czele "Watykanu - gniazda węży".

"Wkrótce skończy się płaszczenie się przed księżmi i biskupami, składanie niekończących się danin i hołdów, lęk przed nadprzyrodzoną mocą zaklętą w insygniach kapłaństwa, obrzydliwy, niewolniczy odruch uniżoności wobec księdza, jaki do dziś jeszcze zdarza się u starszych ludzi. Skończy się zabobonna wiara w moc obrazków i święconej wody, skończy się bulgot nienawiści o „dżenderach” i „seksualizacji dzieci”, w wykonaniu owładniętych obsesją seksualną pogromców masturbacji.

Skończy się też kult Jana Pawła II – te wszystkie szkaradne pomniki, te wszechobecne nazwy. To zniknie jak senna mara. Za dwie, może trzy dekady – po ciężkiej walce" - twierdzi krakowski filozof.

Tak... I wówczas wreszcie nastaną rządy mężów oświeconych. A prym wśród nich wieść będzie profesor Hartman. Jednym dekretem zgniecie klerykalną pedofilię, drugim - ustanowi nowe prawo o kazirodztwie. Niech Polacy poznają, czym jest "wolność"...

bsw/hartman.blog.polityka.pl