Trzeba potępiać rasizm, ksenofobię i zachowania agresywne. W Polsce jednak mandat do ustalania, co jest ksenofobią lub rasizmem, przyznała sobie jedna gazeta. Stajemy się zakładnikami szantażu moralnego stosowanego przez spadkobierców komunistów pochodzenia żydowskiego. Trzeba takiemu szantażowi stawiać opór - mówi w rozmowie z Portalem Fronda.pl Jan Pospieszalski. 


Portal Fronda.pl: Nie milkną echa pańskiego programu na antenie telewizji publicznej poświęconego sprawie ks. Jacka Międlara i ONR. Zarzuca się panu wprost: Promuje pan radykalizm i agresywny nacjonalizm.

Jan Pospieszalski: Rolą dziennikarza jest badanie rzeczywistości i rozpoznawanie faktów i w moim zainteresowaniu ruchem narodowym nie wysunąłem się ponad tę rolę. Ustalone przeze mnie fakty pokazują tymczasem bezczelną i hucpiarską nagonkę na legalnie istniejącą organizację. Można się z ideami ONR zgadzać lub nie, ale bezpodstawny jest taki poziom nienawiści i tak szeroko zakrojona operacja medialna budująca atmosferę histerii. To widoczne jest zwłaszcza wokół ks. Jacka Międlara. W tej nagonce również w liście intelektualistów srodowiska Więź łączy się na przykład antyislamską demonstrację ONR ze spaleniem kukły Żyda. To wyjątkowo karkołomna figura, gdy idzie o poziom skojarzeń. Kukłę spalił dyżurny prowokator Piotr Rybak, kręcący się przy ruchu oburzonych, Pawle Kukizie, Zbigniewie Stonodze, który był też w Jastrzębie podczas protestów górniczych i wszędzie robił jakieś zadymy. Oskarżanie młodych ludzi z ONR i zwłaszcza ks. Jacka Międlara o nienawiść, sianie agresji i nawoływanie do przemocy, to wyraz złej woli. Mamy potwierdzenie od białostockiej policji, prokuratury i kurii: podczas mszy świętej nie doszło do żadnego incydentu ani do żadnych zachowań gorszących. Działań ks Jacka nie można nazywać obłędem czy bluźnierstwem, jak zrobiły to różne księżowskie autorytety. Inteligencja wymaga troski o prawdę. Bardzo charakterystyczna jest wypowiedź rzecznika praw obywatelskich pana Adma Bodnara, który ubolewał, że narodowcy nauczyli się przestrzegać prawa, w związku z tym nie można się do nich przyczepić. W domyśle - najchętniej by ich zdelegalizował. To jest własnie postawa wykluczenia, nienawiści i ciasnoty umysłowej, braku otwartości na pluralizm poglądów i inną wizję polityki i historii.

W Białymstoku wznoszono także hasła antysyjonistyczne, mające, mimo wszystko, także posmak antysemicki. Czy można więc sprowadzać medialne oceny ONR tylko do niechęci względem nacjonalizmu?

Hasła antysyjonistyczne wznoszono na ulicach, daleko od katedry. Nie były poza tym wznoszone przez wszystkich. Nie mniej to należy potepić. Oczywiście kto chce uderzyć zawsze znajdzie kij. Jednak by przykładać jednakową miarę rygoryzmu moralnego, albo chcieć decydować, kto ma prawo chodzić do kościoła w swoich strojach organizacyjnych, a kto nie, trzeba spojrzeć na całą praktykę ostatniego 25-lecia i zapytać o uroczystości państwowe, uroczystości partyjne PiS-u, PO czy PSL, wreszcie o uroczystości straży pożarnej, leśników… Swoje duszpasterstwo mają nawet bankowcy, a idąc tym tropem można powiedzieć że przecież jakas część bankowców odpowiedzialna jest za oszukańcze umowy dotyczące kredytów we frankach. Czy wpuszczenie ich do kościoła, z ich sztandarem jest też  bluźnierstwem? Swoje duszpasterstwo mają prawnicy. A co wyrabiają dziś sędziowie Sądu Najwyższego i przewodniczący TK? Czy nie rzuca się to cieniem na całe środowisko sędziowskie, które ma swoją procesję z portretem św. Iwo na ulicach Krakowa? Trzeba potępiać rasizm, ksenofobię i zachowania agresywne. W Polsce jednak mandat do ustalania, co jest ksenofobią lub rasizmem, przyznała sobie jedna gazeta. Stajemy się zakładnikami szantażu moralnego stosowanego przez spadkobierców komunistów pochodzenia żydowskiego. Trzeba takiemu szantażowi stawiać opór.

Wielu komentatorów zarzuca zbytnią pochopność kurii białostockiej i episkopatowi. Wskazuje się, że łatwo sypią się potępienia pod adresem ONR, podczas gdy mniej chętnie hierarchowie komentują rażące wystąpienia innych polityków otwarcie przyznających się do wiary katolickiej. Wystarczy wskazać na niedawny list byłych prezydentów, gdzie występują przeciwko zakazowi zabijania dzieci nienarodzonych. Jak pan ocenia zaangażowanie władz kościelnych w tej sprawie?

W samej katedrze nie było żadnych incydentów. Mam to na piśmie, stąd mogę powiedzieć, że reakcja niektórych hierarchów i samej kurii była nieco na wyrost. Widocznie formułując komunikaty i wypowiadając się dla TVN nie posiadali oni rzetelnych informacji, stąd być może dość gwałtowne potępienie akcentujące m.in. sprzeciw wobec nienawiści. Rozumiem pewną ostrożność, ale wymowa tych wypowiedzi była na rękę środowiskom nakręcającym całą histerię. Zauważmy jednak, że oprócz kilku takich katocelebrytów jak ks. Andrzej Luter, większość duchownych zachowała zdrowy dystans. Po naszym programie w telewizji publicznej otrzymałem wiele smsów od księży i zakonników z podziękowaniami i gratulacjami. Trudno też oczekiwać, by biskupi reagowali na każdy akt mentalnej manipulacji, komentując, co wyrabiają Wałęsa z Komorowskim i Kwaśniewskim.

Natomiast rażącym przykładem zaniechania jest sprawa prowokacji na mszy świętej w kościele św. Anny. Moim zdaniem biskupi powinni zdecydowanie odnieść się do działań mediów, które wyreżyserowały i uczestniczyły w tej prowokacji feministek. Akt bluźnierstwa kilku niepanujących nad swoimi emocjami kobiet byłby niczym, gdyby nie media. To właśnie można nazwać bluźnierstwem i profanacją, ale po tym akcie medialnym ks. Andrzej Luter i inni jakoś milczeli.

Można zatem mówić, jak robi to wielu katolickich publicystów, o pewnej dwutorowości reakcji Kościoła? Z jednej strony ks. Międlar otrzymuje zakaz wypowiedzi publicznych, z drugiej z pełną swobodą działają kapłani współpracujący z tak otwarcie antykatolickimi mediami jak „Gazeta Wyborcza” czy niektóre portale.

Byłbym daleko od generalizowania i nie używałbym słowa „Kościół”. Akty dyscyplinujące ks. Międlara były suwerenną decyzją władz zgromadzenia. Inną sprawą jest na ile wymusiła je nienawistna kampania medialna. W tym wypadku rzeczywiście występuję pewien rażący brak symetrii. Trudno jednak, by Kościół rozumiany jako całość, a więc episkopat czy prymas, komentował każdą wypowiedź kapłanów, których ja nazywam katocelebrytami. To ludzie biegający po stacjach telewizyjnych, by przywalić dziś w obecną władzę, a którzy do października 2015 roku robili to samo uderzając w ówczesną opozycję. Kiedyś w praktyce politycznej i pewnym publicystycznym uproszczeniu takich ludzi nazywano pożytecznymi idiotami. Są to jednak jednostki i mam nadzieję, że każdy katolik w Polsce nauczył się rozpoznawać takie zachowania i nie traktować ich wypowiedzi jako głosu Kościoła. Może grupa lewicowych aktywistów patrzy na to inaczej, chcąc formować Kościół podług własnych wyobrażeń. Jednak polski Kościół to 30 tysięcy księży diecezjalnych, zakonników i alumnów. Cieszę się, że żyję w kraju, w którym Kościół wciąż ma tak wielkie znaczenie społeczne i tak rewelacyjnie realizuje misję wobec narodu. Te kilka wyjątków to tylko przejaw pewnych  politycznych ambicji mediów, które takich księży promują i zapraszają.