Na okładce najnowszego numeru „Newsweeka” możemy zobaczyć Janusza Palikota... w trumnie. Pogrzebowy entourage nie jest jednak symbolem politycznej śmierci posła z Biłgoraja, ale jego... zmartwychwstania. Polityk ma zresztą otwarte oczy, co ma niejako symbolizować jego zwycięstwo z... No właśnie, z czym? Z odejściem w polityczny niebyt? Zdaje się, że dokładnie to chce nam zakomunikować Palikot, który już na okładce tygodnika obwieszcza, że wbrew wszystkiemu wygra wybory prezydenckie.

Lider Twojego Ruchu zagrywa w ten sposób na nosie wszystkim swoim oponentom, którzy jakiś czas temu obwieścili jego polityczną śmierć. Prowokacyjnie fotografując się w trumnie, jednocześnie jasno komunikuje, że na taki widok jego przeciwnicy będą musieli długo poczekać.

Palikot, do niedawna wielki przyjaciel Bronisława Komorowskiego, stwierdza na łamach „Newsweeka”, że Polacy mają już dość nijakiego prezydenta. Nazywa swojego eks-przyjaciela „sarmatą bez zębów”, który o nic się nie bił, o nic nie walczył.

I w tej właśnie nijakości Komorowskiego Palikot upatruje szansy dla siebie. Przekonuje, że „czuje ten kraj” i zapowiada, że już za miesiąc dokona „sondażowego nokautu”. „Zwycięstwo jest w zasięgu ręki. Wiem, że to brzmi, jakbym był szalony, bo w sondażach prezydenckich mam 2-3 procent i to jest okrutnie mało, ale za chwilę wszystko się zmieni” - deklaruje polityk. W rozmowie z tygodnikiem Palikot zdradza też główne założenia swojej prezydentury, wśród których jest na przykład... wypowiedzenie konkordatu.

Okładka najnowszego numeru „Newsweeka” jest zastanawiająca jeszcze z jednego powodu. Z pewnością pamiętają Państwo okładkę tego pisma z września 2011 roku, która przedstawiała Palikota na... krzyżu. Wtedy pismo obwieszczało polityka „mesjaszem lewicy”. Dziś Tomasz Lis serwuje nam Palikota w trumnie, ale niejako „zmartwychwstałego”. Pojawia się więc istotne pytanie, czy za jakiś czas twórcy pisma nie pójdą na całość i nie zaoferują czytelnikom Palikota wniebowstępującego, co niejako stanowiłoby zwieńczenie tego tryptyku?

Co ciekawe, po analogie stricte religijne sięga polityk, który walkę z Kościołem wpisał na swoje sztandary. Czy nieustanne odwoływanie się do rzeczywistości związanej z wiarą chrześcijańską nie wynika ze zwykłego oportunizmu i czystej chęci taniego szokowania?

MaR