Luiza Dołęgowska, Fronda.pl: Premier Mateusz Morawiecki  w piątek informował, że najprawdopodobniej od 1 stycznia 2017 zacznie obowiązywać  ponad  dwukrotnie wyższa niż obecnie kwota wolna od podatku dla najmniej zarabiających, oraz że część osób w ogóle nie będzie płacić podatków. Czy to dobre rozwiązanie i  kogo może dotyczyć  w przyszłym roku podatkowym taka kwota?

Poseł Janusz Szewczak:  Piątkowa wypowiedź premiera  dotyczy tylko ok.  trzech milionów najmniej zamożnych obywateli - tylu ma ich wchodzić w rachubę. Jednak myślę, że może to być  trochę mniejsza liczba osób.  Mniej osób  - to po pierwsze, po drugie jeszcze dwa-trzy dni temu pani premier mówiła o tym, że generalnie może to być wprowadzone stopniowo, w mniejszych kwotach, czyli spokojniejsze, stopniowe dochodzenie do kwoty docelowej.

Wicepremier mówi  6600 zł zamiast 3099 zł oraz o osobach najmniej zamożnych. Pojawia się jednak pytanie: kto jest najmniej zamożnym? Czy ktoś, kto ma  500 czy 600 złotych miesięcznie - a to  jest juz kwota  na skraju ubóstwa, poniżej minimum biologicznego w naszych warunkach .

Pojawia się również pytanie o średnio zarabiających u nas, a to nie są ludzie bogaci - np. ci którzy mają 1500 czy 1800 złotych netto, to nie są żadni zamożni ludzie. Trzeba też wspomnieć, że jeszcze dosłownie kilka dni temu pan minister Kowalczyk mówił, że wzrost kwoty wolnej będzie dopiero, gdy zostanie ustalona  kwestia podatku jednolitego , czyli z początkiem 2018. Powiem szczerze - nie wiem jak rozumieć te deklaracje, bo posłowie i senatorowie nie mają  jeszcze żadnego aktu prawnego czy żadnego konkretnego projektu, więc coś więcej można by pewnie powiedzieć dopiero, kiedy będzie gotowy  projekt legislacyjny. Na pewno jest bezdyskusyjne, że to jest właściwy kierunek - czyli nowa  kwota wolna i to jest sensowna obietnica wyborcza, którą trzeba zrealizować, i nie są to pieniądze wyrzucone w błoto. Są to pieniądze,  które po części wracają do budżetu państwa w formie podatków z tytułu lepszej koniunktury czy sprzedaży detalicznej z handlu i usług, ale też  w innych podatkach, również w akcyzie.

Poza tym my mamy skandalicznie niską tą kwotę wolną od podatku, ona jest niższa niż w większości krajów europejskich i niższa nawet, niż w niektórych krajach Afryki.

 F: Dlaczego tak kwota przez ostatnie lata nie była podniesiona?

J. Sz.: To robiła Platforma Obywatelska z PSL-em - bo to jest ważne i to trzeba powiedzieć, bo to ci ,,goście'' przez osiem lat chyba o dwa złote podnieśli kwotę wolną od podatku, skala kompromitacji tamtej ekipy jest zastraszająca.

Nie wykorzystują okazji żeby milczeć w tej sprawie i żądają natychmiastowego podniesienia kwoty wolnej do ośmiu tysięcy. Nikt o tym nie mówi, że dziś najbardziej krzyczą w sprawie podniesienia kwoty wolnej od podatku ci, którzy  jej nie podnosili przez osiem lat, a chcą, żeby podnieść ta kwotę w ciągu roku do ośmiu tysięcy. Można zapytać ich: gdzie Rzym a gdzie Krym?

Kwestią wyboru odpowiedzialności za finanse publiczne jest  metoda  dochodzenia do tej kwoty, czy podnoszenia jej stopniowo. Ja jestem zwolennikiem podnoszenia kwoty wolnej co roku np. o tysiąc złotych lub tysiąc pięćset złotych, jeśli warunki na to pozwolą. Co ważne -  to nie spowoduje poważnych zaburzeń przede wszystkim dla budżetów samorządowych, bo tu jest problem, że to by uszczuplało również budżety z tytułu niższych  odpisów podatkowych w ramach udziału samorządów w podatkach dochodowych.

Budżety  samorządów są i tak w fatalnej kondycji. Tak więc metoda dochodzenia do celu to jest  sprawa wyboru i decyzji rządzących. Słuszność takich działań finansowych jest jednoznacznie pozytywna, bo te pieniądze w poważnej części wrócą  z powrotem  do  budżetu państwa w postaci podatków czy opłat różnego rodzaju.

F: Wicepremier mówił, że przy rocznych zarobkach 127-130 tys. zł rocznie kwota wolna od podatku "kończyłaby się", bo w ujęciu rocznym, od tego progu ludzie lepiej zarabiający nie płacą składki na ZUS, czyli płacą dużo mniejszą daninę ogółem - w związku tym przy tej kwocie dochodów ''kończyłaby się kwota wolna".

J. Sz.: To dotyczy też kwestii jednolitego podatku, bo wicepremier Morawiecki mówił o tym, że kwota wolna miałaby być dla najzamożniejszych degresywna, czyli że zanikałaby, im zamożniejszy człowiek. To jest w jakimś sensie zrozumiałe do strony ekonomicznej, ale jest pytanie jak wygląda to w wymiarze konstytucyjnym i w zakresie wolności obywateli wobec prawa. Musimy poznać te szczegóły, żeby wiedzieć więcej, a w ostatnim czasie mieliśmy różne opinie ze strony najwyższych przedstawicieli  czynników rządowych.

Pani premier mówiła to, co podzielamy w jakimś większym stopniu - czyli pomału, stopniowo podnosić kwotę wolną ode podatku i ja uważam, że tak można by zrobić i to jest jeden z wariantów. Pan minister Kowalczyk mówił, że dopiero jak będzie kwota jednolita wprowadzana w 2018 r. to może się wtedy uda zawrzeć kwotę wolną w nowym, jednolitym podatku, więc nie wiem, która wersja będzie realizowana.

F: Co powinno się zmienić w kwestiach podatkowych, czy tylko decyzje wobec najuboższych i co jeszcze jest pilne, Pana zdaniem?

J. Sz.:  Na świecie jest tak, że najbiedniejsi nie płacą żadnych podatków, a u nas ludzie niezamożni niestety je płacą. Chcę uświadomić wszystkim, że czas najwyższy na poważną reformę systemu podatków dochodowych w Polsce. One są przestarzałe, bo są sprzed 24. lat i całkowicie nie przystają do niczego. Pojawia się  generalny wniosek - nie chodzi o łatanie kolejnych dziurek w sieci, tylko trzeba tą sieć fiskalną stworzyć od nowa - a problem jest, bo w ciągu trzech dni mamy trzy stanowiska i trudno mi powiedzieć, które będzie zrealizowane. Dobre rozwiązanie dla Polaków i podatników musi być mądrze przemyślane, bez szkody dla stabilności finansów publicznych.

Dziękuję za rozmowę.