Fronda.pl: W ostatnim czasie napięcie na linii Waszyngton-Moskwa zdecydowanie wzrosło. W mediach pojawiły się informacje o gigantycznych rosyjskich manewrach, w tym samym czasie Rosja zawiesiła porozumienie z USA dot. utylizacji odpadów nuklearnych, a wczoraj przestrzegła Amerykanów przed atakami na pozycje syryjskie. Czy owo napięcie jest faktycznie tak wysokie, jak przedstawiają to niektórzy komentatorzy?

Jarosław Guzy: To jest napięcie sterowane. Sterowane przez Kreml oczywiście, bo druga strona jestbierna jeśli chodzi o te ruchy. Może poza wycofaniem się USA ze współpracy w Syrii. To jednak było efektem jednostronnej akcji Kremla, która polegała na dalszej realnej blokadzie Aleppo, a więc blokowaniu pomocy humanitarnej, a nawet bombardowaniu konwojów z pomocą. Rosja po prostu nie przestrzegała ustaleń. Cała akcja zaostrzania sytuacji jest u swoich podstaw - kremlowska i ma, jak podejrzewam, duży związek ze zbliżającymi się wyborami prezydenckimi w Stanach Zjednoczonych. Rosja postanowiła podnieść konflikt, przynajmniej w warstwie zewnętrznej, na wyższy poziom. Są niejasne podejrzenia, że to jest manewr, który ma pomóc preferowanemu przez Kreml kandydatowi, Donaldowi Trumpowi, pokazać się jako prezydent. Bardzo łatwo będzie bowiem można z tego napięcia wyjść i wykazać się pozornymi sukcesami. To rzecz jasna tylko hipoteza. Natomiast w sprawie Syrii można raczej mówić o konsekwentnej realizacji planu kremlowskiego, który ma na celu wyeliminowanie konkurencji politycznej na tym terenie i de facto przejęcie kontroli nad Syrią jako przyczółkiem Rosji na Bliskim Wschodzie. Oznacza to, rzecz jasna, powrót do pełnej władzy i kontroli nad terytorium Asada i do tego Rosja zmierza. Napięcie na linii Rosja – USA jest oczywiste, gdyż obecność w tym miejscu Stanów Zjednoczonych oznacza zasadniczą przeszkodę w realizacji tego celu.

Witold Jurasz, powołując się na moskiewskie Centrum Carnegie, przytoczył tezę mówiącą o tym, że możliwe jest  przekształcenie się wojny w Syrii w tzw. Proxy war, wojnę zastępczą Rosji i Stanów. Czy uważa Pan, że ów scenariusz faktycznie jest możliwy? W końcu tak niedawno przecież szumnie rozgłaszano porozumienie rosyjsko-amerykańskie w Syrii i wydawało się, że kryzys ma w końcu szansę zostać zażegnany?

To było podobne porozumienie jak kilka innych porozumień technicznych między USA a Rosją, dotyczących chociażby przestrzeni powietrznej nad Syrią. Tak, zgoda, to jest wojna zastępcza. Ma ona jednak oczywiście również pewne cele lokalne, związane z sytuacją geopolityczną na Bliskim Wschodzie. Jeśli natomiast mówimy o powrocie do „zimnej wojny”, głównie pod kątem agresji Rosji na Ukrainę, to pamiętajmy, że wówczas tego typu wojny zastępcze toczyły się na całym globie – w Afryce, Azji czy na Bliskim Wschodzie. Z tym samym mamy do czynienia i dzisiaj. Rosja po prostu próbuje rywalizować w skali globalnej z USA i konflikt w Syrii jest do pewnego stopnia, oprócz przyczyn wewnętrznych, pochodną tej rywalizacji.

Jak wielki wpływ na Polskę mają obecne stosunki rosyjsko-amerykańskie? W końcu w rozmowach tych dwóch mocarstw bardzo często musi przewijać się sąsiadująca z nami Ukraina, gdzie konflikt również wydaje się być daleki od zakończenia.

Ten konflikt jest w pewnym sensie zamrożony, niezależnie od tego, że wciąż na Ukrainie giną ludzie oraz tego, że co jakiś czas mamy do czynienia z rozejmami. W dalszym ciągu trwa tam wymiana ognia, jednak istnieje pewna linia graniczna, oddzielająca tereny kontrolowane przez prorosyjskich separatystów od tych, które należą nadal do Ukrainy. Wróćmy jednak jeszcze do relacji USA – Rosja. Stany Zjednoczone w gruncie rzeczy przez pewien czas realizowały politykę wycofywania się z Europy i coraz mniejszego zainteresowania tym kontynentem jako całością, a już zwłaszcza regionem Europy Środkowo-Wschodniej. To, co zdarzyło się w ciągu ostatnich kilku lat, to ukraińskie dążenie do Zachodu. Dążenie nie wywołane sztucznie, a rzeczywiste, mające charakter wystąpienia społecznego, czy też narodowego, a czego przykładem był Majdan i ostateczna ucieczka prorosyjskiego Janukowycza oraz podpisanie porozumienia z Unią Europejską. Przy okazji Stany Zjednoczone zorientowały się, jaka jest rzeczywista polityka Kremla. A jest to powrót do polityki imperialnej. Zlekceważono wcześniejszy sygnał, a więc agresję na Gruzję w 2008 roku. Tutaj musiano się jednak skonfrontować z rzeczywistością. Ta agresjai imperializm były bowiem zdecydowanie wymierzone w Zachód. Na dodatek oznaczało to zbliżanie się rosyjskich działań stricte militarnych do granic NATO.  W tym momencie Stany obudziły się z letargu. To bardzo dobrze, szczególnie z punktu widzenia Polski i jej bezpieczeństwa, które pogarszało się wraz z nasilaniem się imperialnych dążeń Rosji. W Polsce zauważano to o wiele bardziej niż na Zachodzie. Konflikt ukraiński pobudził jednak Zachód do pewnych działań. Najbardziej optymistycznym tego przejawem był szczyt NATO w Warszawie i pewne decyzje na nim podjęte. Oznaczają one przyjęcie, co charakterystyczne – znowu ze słownika zimnowojennego, strategii odstraszania. Natomiast Ukraina pozostaje obiektem agresji i znajduje się pomiędzy Rosją a Zachodem. Udzielane jest jej wsparcie przez USA, Polskę i inne kraje, w mniejszym lub większym stopniu. Ukraina stała się, mówiąc krótko, ofiarą konfliktu Rosji z Zachodem. Płaci ona cenę, którą moglibyśmy, gdyby Ukraina była pod kontrolą Rosji, płacić my, lub kraje bałtyckie czy Mołdawia.

Dla Polski z pewnością najlepsze jest zbrojenie się, na wypadek jakiegokolwiek konfliktu. Czy obecna polityka rządu w tym zakresie jest wystarczająca, czy też powinniśmy jeszcze więcej uwagi przykładać do zwiększania potencjału obronnego naszego kraju?

W sensie deklarowanych działań, jest to polityka bardzo zdecydowana. Oczywiście zawsze jest problem z realizacją tego typu wyzwań, gdy państwo nie jest do końca sprawne – tak, jak w przypadku Polski. Oczywiście rząd deklaruje – i jest to bardzo słuszna linia – wzmocnienie polityczne i militarne Sojuszu, jego obecności w Europie Środkowo-Wschodniej, na wschodniej flance NATO, pamiętając jednocześnie o zobowiązaniach sojuszniczych także w innych regionach. Mam tu na myśli flankę południową, która była wymieniona w czasie szczytu. Polska deklaruje tutaj chęć wzmocnienia Sojuszu oraz działa w tej sprawie skutecznie, zwłaszcza jeśli chodzi o działanie w skali regionalnej. Wymieniłbym tutaj te inicjatywy, zaczynające się od szczytu w Bukareszcie, do szczytu krajów należących do NATO w Europie Środkowo-Wschodniej. Drugim wymiarem tego jest wypełnianie zobowiązań sojuszniczych. Tutaj Polska jest w grupie krajów, która pod względem wydatków budżetowych rzeczywiście realizuje te zobowiązania. Teraz pytanie – czy uda się sensownie, skutecznie wydać te pieniądze, aby wzmocnić potencjał militarny Polski – tak, żeby była wiarygodnym sojusznikiem oraz żeby nasze zobowiązania były realizowane, a z drugiej strony, abyśmy mieli prawo domagać się od naszych sojuszników wypełniania tych zobowiązań także na naszą rzecz.

Dziękuję za rozmowę.