Przez wiele, wiele lat trwała akcja dyfamacyjna, obrażająca Polaków, zupełnie odmieniająca sens II wojny światowej - powiedział Jarosław Kaczyński i przypomniał, że byliśmy pierwszym państwem, które stawiło zbrojny opór Hitlerowi i stawiało go do 1945 roku. - Dzisiaj rozpoczęliśmy drogę w drugą stronę i sądzę, że ta droga będzie jeszcze trudna i "pod górę" - dodał. Jak ocenił, osiągnięcie prawdy jest teraz dużo bardziej możliwe.
Prezes PiS zgodził się, że podpisanie deklaracji było konsekwencją zaostrzenia polskiego głosu w sprawie obciążania nas za zbrodnie II wojny światowej. - Gdybyśmy nic nie robili, to też nic byśmy nie uzyskali - stwierdził. Zapewnił też, że przepisy, które zostały uchylone i tak były martwe. - Byłoby ogromnie trudno je zastosować bez bardzo negatywnych konsekwencji dla naszego kraju - powiedział. Podkreślił, że kiedy uchwalaliśmy te przepisy to przede wszystkim walczyliśmy o prawdę. - I kiedy żeśmy je uchylali, to może jest paradoks, ale też walczyliśmy o prawdę. O tę samą prawdę o tym, co działo się w Polsce podczas II wojny światowej - wyjaśnił.
Jarosław Kaczyński wskazał, że wbrew twierdzeniom opozycji o dobrych i poukładanych relacjach z Izraelem, w ostatnim czasie ze strony izraelskich mediów i polityków usłyszeliśmy bardzo wiele sformułowań, z którymi nie tylko nie można się zgodzić, ale trzeba po prostu uznać je za skandaliczne. Jak przypomniał, radzono nam, byśmy bili się w piersi za holokaust i stanęli oko w oko z prawdą.
- Tutaj został odniesiony bardzo poważny sukces odnoszący się do najbardziej elementarnych interesów nie tylko Polski jako całości, jako narodu polskiego, społeczeństwa, ale także każdego Polaka - podkreślił prezes i wskazał, że trwająca co najmniej od lat 80. dyfamacja dotyczyła każdego, kto chciał bronić godności. - Są tacy, którzy wyjeżdżają za granicę i tam się biją w piersi i oskarżają Polaków. Są tacy też, którzy robią to w Polsce bardzo intensywnie. Oni dzisiaj stanęli w trudnej sytuacji - dodał.
Polityk odniósł się też do zarzutów, że ostatnia nowelizacja ustawy o IPN to wyraz słabości, a Polska ugięła się pod naciskiem USA i Izraela. Jego zdaniem, taka interpretacja byłaby możliwa, gdyby za odwołaniem przepisów nie poszło podpisanie deklaracji. - Ale jest ta deklaracja i to jest ocena całkowicie nie biorąca pod uwagę faktów - powiedział gość Jedynki.