Portal Fronda.pl: Po wycofaniu się ukraińskich sił z Debalczewa rozejm będzie możliwy?

Jarosław Sellin, PiS: Moim zdaniem rozejm nie jest możliwy, bo Rosja widząc słabe reakcje Zachodu na jej trwającą już od roku agresję wobec Ukrainy będzie dalej eskalować konflikt. Kreml chce po kawałku zdobywać terytorium ukraińskie i tak destabilizować Kijów, aby nie dopuścić do jego związania się z Zachodem jakimiś trwałymi więzami, jak przynależność do NATO czy do UE. Rosja nie odpuści: im częściej będzie widziała, że Zachód nie jest zdolny do skutecznego jej się przeciwstawienia, to będzie szła dalej.

Putin w rozmowach z Merkel i Hollande zapewnia, że łamanie rozejmu to nie jego wina… Tak zwana normandzka czwórka rozmawiała dziś przez telefon, aby ustalić szczegóły implementacji mińskiego porozumienia i wszystkie strony – a więc także Rosja – wyraziły swoje ubolewanie z powodu nieprzestrzegania zawieszenia broni.

Rosja po prostu bezczelnie kłamie. Na politykach Zachodnich robi wrażenie, że można aż tak jawnie mówić nieprawdę. Byłem w styczniu na zgromadzeniu Rady Europy; rosyjscy parlamentarzyści twierdzili tam, że rozejm nie jest nawet stroną porozumienia Mińsk I – podczas, gdy podpisywał je ambasador Rosji w Kijowie. Kreml pokazuje, że z niczym się nie liczy, z żadną obiektywną prawdę. Wszyscy doskonale wiedzą, że na Ukrainie nie ma mowy o żadnym konflikcie wewnętrznym, że walczą tam z Ukraińcami Rosjanie.

Poroszenko chce, by do Donbasu wkroczył międzynarodowy kontyngent pokojowy działający na mocy mandatu Rady Bezpieczeństwa ONZ. Pojazdy opancerzone ma wysłać także Unia Europejska, choć nie jest jeszcze zdecydowana, czy wyśle siły w ramach zaproponowanej misji pokojowej ONZ. Czy taka inicjatywa, jeżeli Zachód poważnie ją potraktuje, może zmienić sytuację na wschodzie Ukrainy?

Uważam, że im więcej inicjatyw międzynarodowych, które zmierzają do rozwiązania tego konfliktu, tym lepiej. Jak dotąd nie sprawdziły się różne formaty, a zwłaszcza format normandzki. Moim zdaniem Niemcy zostały po prostu poniżone przez Putina, naiwnie wierząc, że siła ich podpisu spowoduje, że wobec umów będzie jakiś respekt. Trzeba szukać innych rozwiązań. Prezydent Poroszenko słusznie czyni, szukając dalszych możliwości na arenie międzynarodowej, które mogłyby zakończyć konflikt. Jeśli udałoby się zainteresować tym całą Unię Europejską, na przykład poprzez wysłanie unijnej misji, lub całe ONZ, to wtedy agresywne poczynania Rosji byłyby wiązane przez siły międzynarodowe i nie mogłyby już działać tak bezczelnie, jak dotąd.

Tylko czy udałoby się zainteresować tym całą Unię Europejską? Niejeden kraj wyłamał się już z tak zwanej solidarności europejskiej.

Donald Tusk pojechał do Brukseli, żeby być takim nieformalnym przywódcą prezydentem Europy. I gdzie on jest? To naprawdę Mr. Nobody. Pochodzi z kraju, który powinien być szczególnie zainteresowany w rozwiązaniu tego konfliktu. Jesteśmy jedynym państwem UE i NATO, które sąsiaduje z oboma państwami wojującymi. Pytam więc, gdzie jest Donald Tusk? Chciałbym, żeby w naszym imieniu aktywne w rozwiązywaniu tego konfliktu były dwie organizacje międzynarodowe, do których należymy: NATO i UE. Tej aktywności, niestety, nie widać. Są jakieś uzurpatorskie działania Niemiec i Francji, które kończą się fiaskiem. Nie wiadomo w ogóle, wedle jakiego mandatu te państwa działały? Od kogo miały mandat, od UE czy od NATO? Od nikogo. Mamy prawo oczekiwać aktywności struktur międzynarodowych, do których należymy.

Z kolei w kraju następca Donalda Tuska, premier Ewa Kopacz, spotyka się z premierem Węgier, który przyjmując w Budapeszcie Putina wyłamał się z tak zwanej europejskiej solidarności. Jarosław Kaczyński spotkania z Orbanem odmówił. Skąd ta różnica?

Uważam, że jeśli zaledwie dzień wcześniej premier Orban spotkał się na terenie własnego kraju z Putinem i umożliwił mu w jednej z europejskich stolic wygłoszenie antyukraińskiego przemówienia, przełamując izolację polityczną Putina i łamiąc solidarność świata Zachodu, to należało odmówić mu spotkania w Warszawie. Orban przyjechał na zaproszenie prywatnej organizacji, Krajowej Izby Gospodarczej i trzeba było jego wizytę do tego ograniczyć. Taki gest miałby duże znaczenie, pokazując, że po wyłamaniu się z solidarności europejskiej nie będzie spotkania politycznego w Warszawie. Żałuję, że Ewa Kopacz tego nie zrobiła. Mam nadzieję, że przedstawiła chociaż twardo przedstawiła Orbanowi nasze stanowisko w tej sprawie, tym bardziej, że należy z premierem Węgier do jednej rodziny politycznej. Jeżeli nam zarzucało się, że byliśmy zapatrzeni w Orbana i popieraliśmy jego politykę, to przypominam dziś, że to Platforma Obywatelska, a nie Prawo i Sprawiedliwość, jest w Parlamencie Europejskim w tej samej rodzinie, co Fidesz.

Rozmawiał Paweł Chmielewski