Prof. Romuald Dębski przyniósł dziś do TVN24 zdjęcia dziecka, którego nie chciał zabijać prof. Bogdan Chazan. Fotografie były tak drastyczne, że stacja oczywiście nie zdecydowała się ich wyemitować. Ale za to lekarz ze Szpitala Bielańskiego ze szczegółami opisał wszystkie wady nowonarodzonego.

„To jest dziecko, które nie ma połowy głowy, ma mózg na wierzchu, ma wiszącą gałkę oczną, ma rozszczep całej twarzy, nie ma mózgu w środku i będzie umierało przez najbliższy miesiąc albo dwa, bo ma zdrowe serce i zdrowe płuca, aż umrze w końcu z powodu jakiegoś zakażenia. A kobieta, która urodziła to dziecko musiała mieć zrobione cięcie cesarskie. To jest sukces profesora Chazana" – szydził prof. Dębski, jednocześnie całkowicie odzierając z godności małego pacjenta, który najprawdopodobniej przyszedł na świat na jego oddziale.

Czego chciał dowieść prof. Dębski? Zapewne tego, że takie dziecko koniecznie trzeba było zabić. Bo przecież prawo do życia mają jedynie piękne, pulchne różowe bobaski, ale już dziecko z jakąś wadą, poważną deformacją jest nie do pogodzenia z naszą wrażliwością i poczuciem estetyki…

O tym, do czego w konsekwencji prowadzi taka postawa pisałam już dzisiaj (TUTAJ), ale wracam do sprawy, bo właśnie zobaczyłam nagranie dzisiejszego programu Hanny Lis, w którym gościł poseł Andrzej Jaworski. Miłosiernie pominę błazenadę pani prowadzającej, która piskliwie zakrzykiwała parlamentarzystę, dopytując go, ile razy był w ciąży. Jakby rzeczywiście fakt biologicznych uwarunkowań wykluczał Jaworskiego z dyskusji o rodzeniu dzieci…

Poseł Jaworski zrobił rzecz po prostu fenomenalną, przynosząc do studia kilka zdjęć dzieci, które także urodziły się z poważnymi wadami, jak bezmózgowie czy zdeformowana czaszka. Dzieci te z dużym prawdopodobieństwem miały takie same wady (albo podobne), jak dziecko, którego nie zabił prof. Chazan, a nad którego wyglądem ubolewa prof. Dębski.

I co? Te dzieci się uśmiechają. Mają normalne, okrągłe buźki, dwie rączki, dwie nóżki. Wyglądają prawie tak samo, jak zdrowie bobasy, tyle tylko, że ich twarzyczki i główki są dużo mniejsze…

Owszem, te dzieci nie będą długo żyły, nie pójdą do przedszkola, a później do szkoły. Nie nauczą się jeździć na rowerze, nie wypadną im mleczne ząbki, nie pościerają sobie kolan. Najpewniej nie dożyją nawet swoich pierwszych urodzin. Ale czy to oznacza, że trzeba je wcześniej zabić? Że należy im odebrać prawo do życia, choćby miało ono trwać tylko przez kilka dni?

Poniżej wklejam filmik ze świadectwem kobiety, która urodziła swoje bardzo chore dzieci. Powiedziała, że nie zabije ich własnymi rękami, ale jeśli już – one spokojnie odejdą w jej ramionach... 

Marta Brzezińska-Waleszczyk 

**Program Hanny Lis można obejrzeć TUTAJ