W Warszawie odbyła się wczoraj dyskusja z udziałem Jana Gorssa, który podtrzymał oburzającą tezę, że stosunek Polaków do uchodźców związany jest z nierozliczeniem się Polaków z ich udziału w zagładzie Żydów.

"Krytyka Polityczna" zorganizowała dyskusję "Komu wolno żyć w Polsce". Pomijając fakt, że gdyby taki tytuł panelu dyskusyjnego chciała przyjąć prawica, nie pozostawiono by na niej suchej nitki. Dyskusja dotyczyła artykułu, który Jan Tomasz Gross napisał dla Project Syndicate i który został wydrukowany potem w niemieckim „Die Welt”.

Według Grossa Europa wschodnia nie wykazuje solidarności wobec kryzysu imigracyjnego, kraje te okazały się „nietolerancyjne, nieliberalne, ksenofobiczne, niezdolne do przypomnienia sobie ducha solidarności, który doprowadził je do wolności ćwierć wieku temu”.

- Polacy, słusznie dumni ze swojego antynazistowskiego ruchu oporu, w trakcie wojny zabili w gruncie rzeczy więcej Żydów niż Niemców - napisał Gross.

Podczas poniedziałkowej dyskusji Jan Gross postawił tezę, że dzisiejszy pozytywny stosunek Niemców do uchodźców spowodowany jest faktem, że „przepracowali oni temat Zagłady”, a lęk Polaków przed uchodźcami wiąże z faktem, że w Polsce do takiego procesu nie doszło. Według niego „jawnie ksenofobiczny” stosunek Polaków do obcych wynika z faktu, że Polska właśnie po Zagładzie stała się krajem monoetnicznym, niemal pozbawionym mniejszości.

- Związek pomiędzy stosunkiem do uchodźców a holokaustem jest dla mnie oczywisty - mówił Gross.

Tłumaczył także zdanie, że Polacy „w trakcie wojny zabili w gruncie rzeczy więcej Żydów niż Niemców”. W roboczej wersji „Złotych żniw” znalazła się liczba 200 tys. ofiar, z której Gross w oficjalnej wersji się wycofał, bo uznał ją za nie do końca udokumentowaną.

Obecnie Gross powraca do tamtych szacunków, a nawet uważa liczbę 200 tys. za zaniżoną.

Aleksander Smolar, szef Fundacji Batorego określił tekst Grossa jako „wstrząsający”. Według niego wypowiedzi Grossa o krajach Europy Wschodniej, które wykazują brak ducha solidarności reprezentują, jego zdaniem, „poziom uogólnienia, który jest nie do zaakceptowania”, a stosowanie „tak szerokich kwantyfikatorów” jest „absurdalne”, „ma swoją skuteczność publicystyczną, przykuwa uwagę, ale pod względem merytorycznym jest nie do obrony”.

Anna Bikont, dziennikarka „Gazety Wyborczej” twierdzi, że tekst Grossa wywołuje dyskusję, ale także antagonizuje. Z kolei historyk Marcin Zaremba negatywny stosunek Polaków do uchodźców wiąże z działalnością PRL-owskiej propagandy.

Cyb/media