Na północnym zachodzie Słowacji ogłoszono stan katastrofy żywiołowej w 12 miejscowościach z powodu znacznych opadów śniegu (około 85 centymetrów) oraz wichur. W schroniskach nad Morskim Okiem i w dolinie Pięciu Stawów Polskich uwięzionych zostało kilkudziesięciu turystów, a Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe ogłosiło czwarty stopień zagrożenia lawinowego.

Media podnoszą alarm, zupełnie jakbyśmy mieli do czynienia z nienormalnymi o tej porze roku warunkami atmosferycznymi. A przecież w styczniu obfite opady śniegu, silne wiatry i siarczysty mróz są całkiem naturalnymi zjawiskami meteorologicznymi. Gdyby temperatura w wysokich górach spadła do kilkudziesięciu stopni poniżej zera, a śniegu napadało kilka metrów, jak bywało w dawnych latach, można byłoby mówić o klęsce żywiołowej.

To, z czym mamy obecnie do czynienia, w ogóle nie zasługuje na zainteresowanie mediów, bo skoro jest zima, to musi być zimno, o czym wie każdy, kto oglądał kultowy film Stanisława Barei pt. „Miś”.

Jerzy Bukowski