PO na rozdrożu

Jesienne wybory parlamentarne zmuszają Grzegorza Schetynę i kierownictwo Platformy Obywatelskiej do podjęcia jednej z najważniejszych decyzji dotyczących przyszłości tej formacji: czy zawrzeć możliwie najszerszą koalicję z innymi przeciwnikami obecnego obozu rządzącego, czy też podkreślić swoją odrębność jako największego ugrupowania po stronie opozycji?

Pójście pierwszą drogą oznacza oddanie części mandatów sojuszniczym partiom, co nie spodoba się wielu kandydatom Platformy do Sejmu i do Senatu. Takie głosy rozczarowania rozległy się zaraz po wyborach do Parlamentu Europejskiego, w których trzeba było ustąpić dobre miejsca na listach politykom z innych ugrupowań, także wcale nie uważanych jeszcze niedawno za przyjazne. Hasło „wszyscy przeciw Zjednoczonej Prawicy” jest efektowne, ale ryzykowne.

Drugi wariant, czyli samodzielny start pozwoli na wprowadzenie do parlamentu większej liczby członków PO niż w koalicji z chwilowymi sojusznikami. Łatwiej byłoby też wówczas prowadzić kampanię wyborczą i formułować program bez konieczności uwzględniania cudzych postulatów, które są niekiedy bardzo odległe od platformianych.

Którą drogę wybiorą Schetyna i jego najbliżsi współpracownicy? Decyzja musi zapaść bardzo szybko, bo przecież kampania wyborcza praktycznie już się toczy.

Jerzy Bukowski